Temat odgórny: Gdzie do diabła wcięło...?
Norman wyszedł na rozgrzaną ulicę. Lipcowe słońce ostro dawało po oczach, i czuł, że jeśli szybko nie dotrze do domu, zapali się po drodze. Dzień, jak zwykle, spędził na przeglądaniu tabelek, wystawianiu faktur i telefonicznych rozmowach z przełożonymi, skarżącymi się na niską efektywność pracy jego działu. Normalka. Kierownictwo zresztą narzekało zawsze, więc tym faktem akurat mało się przejmował. Spieszyło mu się do domu, czuł się zwierzęco wręcz głodny. Jedyne o czym w tej chwili marzył to kolacja.
- Ach, kolacyjka… - Norman aż westchnął na myśl o czekającym go w domu posiłku. Mięsnym oczywiście. Nie wyobrażał sobie życia bez mięsa i skrycie gardził tymi, którzy dobrowolnie zdecydowali się odstawić te frykasy.
Rozmyślania o jedzeniu umiliły mu drogę do domu na tyle, że nawet się nie spostrzegł, a już klucz chrobotał w zamku drzwi od jego mieszkania. Zgarnął jeszcze z podłogi gazetę codzienną, straszącą z okładki tekstem o nieuchwytnym i psychopatycznym seryjnym mordercy – kanibalu, i wszedł do środka.
Rzucił torbę na podłogę, zdjął buty i udał się do kuchni. Czekała tu na niego, przygotowana już z samego rana patelnia i soczyste mięsko, moczące się w pełnej wody misce. Umył ręce i wziął się za przyrządzanie posiłku. Kuchenka gazowa zamigotała wesołym płomieniem, nóż został obudzony z głębokiego snu i dziarsko kroił przepyszne kawałki a bułka tarta i jajko czekały na swoją kolej, by otoczyć sobą ubite i gotowe do smażenia porcje.
Tym razem daniem głównym była jakaś, bliżej Normanowie nieznana, młoda kobieta. Znalazł ją podczas wczorajszych nocnych wojaży. Wystarczyło tylko uderzyć, a gdy osunęła się bezwładnie na ziemię, poderżnąć gardło. Obyło się bez krzyków i szarpaniny. No i zbytnio się nie pobrudził, nie lubił prać, martwiły go horrendalnie wysokie ostatnio ceny proszków, a on nie lubił przepłacać.
- Mięsko już prawie gotowe! – nie mógł się powstrzymać i wypowiedział to zdanie głośno. Zajrzał do lodówki, ale szybko ją zamknął.
- "Co się ze mną dzieje? Chyba powinienem iść do lekarza. To jakaś patologia, jak to możliwe, żebym w wieku 25 lat miał aż takie problemy z głową?" – myśli przebiegały Normanowi przez głowę.
- Gdzie, do diabła, wcięło ketchup!? Sklerozę mam czy co? Cholera. Trzeba iść do sklepu. Przy okazji chyba zahaczę o aptekę i kupię coś na pamięć, bo to zaczyna być naprawdę przerażające…
(Short ukazał się pierwotnie 29 czerwca 2008 na forum magazynu "SFFH" jako tekst konkursowy - http://www.science-fiction.com.pl/forum/viewtopic.php?t=1593&start=0
W głosowaniu uzyskał 12 punktów i zajął pierwsze miejsce na dziewięć możliwych.
Tekst wydrukowano w miesięczniku "SFFH" nr 1 (40) 2009.
Opublikowany na forum pod nickiem Chal-Chenet, w "SFFH" podpisany już nazwiskiem - Marek Adamkiewicz.)
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńWiedziałam przy "nie wyobrażał sobie życia bez mięsa". ;) Zwięzłe, konkretne, podoba mi się i gratuluję.
OdpowiedzUsuń