środa, 5 listopada 2025

Batman. Detective Comics. Tom 3: Gothamski nokturn. Akt II - Recenzja

 

Od samego początku „Gothamski nokturn” był tytułem z potencjałem, ale w dwóch pierwszych albumach brakowało tego jednego, trudnego do uchwycenia elementu, który mógłby wynieść cały story-arc ponad trykociarski standard. Ram V rozkręcał się jednak z każdym kolejnym zeszytem, więc można było mieć nadzieję, że „Akt II” stanie na jeszcze wyższym poziomie. Sprawdźmy, czy tak się właśnie stało.

Orghamowie przystępują do realizacji swojego planu dotyczącego Gotham City. Zamiary przybyłej do miasta, powiązanej z jego historią rodziny stoją jednak w konflikcie z misją Batmana i jego sprzymierzeńców. Konflikt nabiera mocy, a sam Mroczny Rycerz musi mierzyć się także z innymi zagrożeniami, między innymi takimi przychodzącymi z wewnątrz.

Odkrywania tajemnic przeszłości ciąg dalszy. „Gothamski nokturn” jest kolejnym tytułem, który bierze na tapet temat dawnych czynów i grzechów, które wpływają na teraźniejszość, ale nie robi tego w odtwórczy sposób. Choć podobny motyw nie jest niczym obcym dla „Batmana”, to Ram V porusza się na tym polu z wielką wprawą, czemu bez wątpienia sprzyja unoszący się nad opowieścią posępny klimat. Podejmowane przez bohaterów wybory mają swoje konsekwencje, jednak autor bardziej skupia się na pytaniu, czy raz ukształtowana, obarczona swoistą klątwą historia musi określać, jak obecnie toczą się losy Gotham i jego mieszkańców. To interesujące, niejednoznaczne zagadnienie, którego ciężar wyraźnie determinuje ton tego komiksu.

„Gothamski nokturn” to tytuł pełen wylewającej się z kolejnych stron tajemniczości i mistycyzmu. To nadaje mu bardzo specyficznego, rozedrganego posmaku, który nie musi odpowiadać każdemu czytelnikowi. Już kilkukrotnie różni scenarzyści opisywali Gotham jako miasto żywe, ale dopiero Ramowi V udało się tę cechę sensownie odwzorować w języku komiksu – tym razem, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, naprawdę można poczuć, że miasto ma coś na kształt własnej woli. Gotham jest przy okazji sportretowane jako metropolia przesiąknięta zepsuciem, które ciągnie się od zamierzchłych czasów i rzutuje na jej obecny obraz. To wszystko składa się na obraz ponury, ale także osobliwie interesujący.

Drugi akt „Gothamskiego nokturnu” ma jednak problem – uwidocznić się on może zwłaszcza w momencie, kiedy nie chwyci nas ten mroczny, dziwny klimat. Ten komiks po prostu nie posuwa opowieści o Orghamach do przodu tak mocno, jak można się było spodziewać – bywa, że za bardzo skupia się na otoczce i wnętrzu bohaterów, a za mało na stronie akcyjnej. Ona owszem, występuje, ale jest przykryta innymi elementami. To w zasadzie dość zaskakujący zarzut, bo owszem, w recenzjach komiksów trykociarskich często narzekam na zachwianie właśnie tych proporcji, tyle że zazwyczaj ukierunkowane jest to w drugą stronę.

Główna opowieść zawarta w tym albumie jest świetnie zilustrowana. Warstwa graficzna jest nowoczesna i przejrzysta, ale także mroczna i sugestywna. Artyści świetnie łączą różne elementy i wychodzi im to wręcz wybornie. Kadry błyskotliwie grają światłem, co pozwala uwypuklić różne graficzne szczegóły – w wielu miejscach robi to naprawdę duże wrażenie. Bardzo udanie wypadają też sceny, w których Bruce mierzy się z Barbatosem – one wymagały mroku i właśnie to zostało nam dostarczone. Nieco gorzej wypadają grafiki zdobiące dodatkowe historie, zamieszczone na końcu każdego zeszytu. Tu jest dość nierówno, ale jako że są to kilkustronicowe opowiastki, to rzecz nie rzutuje za bardzo na ocenę graficznego obrazu całości.

Trzecia odsłona „Gothamskiego nokturnu” z pewnością nie jest komiksem dla każdego. Jeśli jednak do czytelnika trafi ta specyficzna, oniryczno-mroczna atmosfera, ta otoczka tajemniczości, wtedy bez cienia wątpliwości można powiedzieć - jesteśmy w domu! Ja bawiłem się wybornie i jestem w końcu zdania, że cykl dorósł do swojego potencjału. To bardzo udany album – jeden z najlepszych komiksów o Mrocznym Rycerzu wydanych w Polsce w ostatnich latach.

Tytuł: Gothamski Nokturn. Akt II
Seria: Batman. Detective Comics
Tom: 3
Scenariusz: Ram V, Dan Watters
Rysunki: Ivan Reis, Danny Miki, Stefano Raffaele i inni
Kolory: Brad Anderson, Lee Loughridge, Adriano Lucas
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman: Detective Comics Vol. 3: Gotham Nocturne: Act 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: czerwiec 2025
Liczba stron: 168
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-6595-3

wtorek, 21 października 2025

Star Wars. Wojna łowców nagród

 

„Wojna łowców nagród” to pierwszy wielki crossover wszystkich serii ukazujących się pod szyldem „Star Wars”. Tego typu eventy charakteryzują się zazwyczaj wielkim rozmachem i ogromem akcji, rzadko jednak okazuje się, że zamieszanie towarzyszące takim tytułom jest uzasadnione. Czy tym razem także jest to „wiele hałasu o nic”? Sprawdźmy.

Boba Fett musi dostarczyć do pałacu Jabby zamrożonego w karbonicie Hana Solo. Podczas transportu dochodzi jednak do nieprzewidzianych wydarzeń, w wyniku których ładunek zostaje skradziony. Fett rusza w pościg za zgubą, jednak szybko okazuje się, że ktoś dotarł do niej pierwszy. Nie jest to byle kto – do gry powraca potężna przestępcza organizacja, która ma własne, ukryte plany, a Solo może być dobrym środkiem do ich realizacji.

Już sam tytuł komiksu sugeruje, że na pierwszym planie stać będzie w nim akcja. I faktycznie, praktycznie od samego początku jesteśmy rzuceni w szalony wir wydarzeń. Świetne wrażenie robi zwłaszcza zeszyt otwierający całość, w którym widzimy próbę dostarczenia Huttom przez Bobę Fetta zamrożonego w karbonicie Solo. To historia z gatunku tych uzupełniających fabularne luki, ale nie sprawiających przy tym wrażenia niepotrzebnych - prosta, lecz angażująca i sensowna. Tak to powinno wyglądać.

Właściwa część albumu to już opowieść bardziej rozbudowana. Podobać może się przede wszystkim to, że na arenie wydarzeń pojawiają się nowi gracze – to nie tylko klasyczny konflikt między Imperium a Rebelią, ale także spojrzenie w głąb światka przestępczego Odległej Galaktyki. Mamy nowe postaci, mamy nowe relacje i zależności. To może się podobać, bo rozbudowuje obraz świata przedstawionego. Ale czy sama fabuła wystarczająco mocno angażuje? Do pewnego momentu na pewno, jednak krótko po połowie albumu nadchodzi moment, w którym scenarzysta skupia się bardziej na pokazaniu eskalującego i późniejszej konfrontacji niż budowaniu ciekawego świata. Wtedy też komiks spuszcza z tonu, przeradzając się w kosmiczną nawalankę i co za tym idzie, porywa już w znacząco mniejszym stopniu. Mnie osobiście w tym natłoku akcji bardzo brakowało jakiegoś lżejszego akcentu, charakterystycznego dla serii humoru, tymczasem „Wojna łowców nagród” jest poważna. Czasami aż za bardzo.

W centrum wydarzeń tego komiksu znajduje się nie kto inny, jak Han Solo. Najsłynniejszy przemytnik galaktyki tym razem nikomu nie ma jak podpaść, bo nie wypowiada ani słowa. Osadzenie fabuły w momencie, gdy jeden z najmocniejszych bohaterów franczyzy zostaje wyłączony z akcji, to swoją drogą bardzo interesujący pomysł – pokazuje, jak istotnym bohaterem jest Solo – nawet kiedy jest teoretycznie wyłączony z obiegu, wpływa mocno na przebieg wydarzeń.

Ilustracje Luke’a Rossa i Davida Messiny nie podnoszą znacząco wartości albumu, ale też nie ciągną całości w dół. To przyzwoita, rzemieślnicza robota, której zaletą jest przede wszystkim to, że bohaterowie przypominają siebie. Można mieć jednak zastrzeżenia do kolorowania, bo są tu momenty, w których pierwszy plan zbyt mocno zlewa się z tłem – wtedy kadry potrafią stać się mało czytelne, co potrafi wpłynąć na płynność lektury.

Główny album eventu „Wojna łowców nagród” sprawia w zasadzie całkiem pozytywne wrażenie. Daleko mu co prawda do najlepszych komiksów franczyzy, ale dostarcza sporej dawki szybkiej akcji, która w znacznej mierze angażuje. Komiksowi co prawda przydałoby się więcej luzu, ale pamiętając, o co w tej opowieści chodzi, mogę uznać, że skoro stawka wysoka, to i bohaterom niespieszno do „heheszków”. Ogólnie rzecz biorąc, bawiłem się nieźle – i tak właśnie oceniam ten komiks: jako niezły.

Seria: Star Wars
Tytuł: Wojna łowców nagród
Scenariusz: Charles Soule
Rysunki: Steve McNiven, Luke Ross, David Messina
Kolory: Laura Martin, Neeraj Mekon, Guru-FX
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Star Wars
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: lipiec 2022
Liczba stron: 160
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 165 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5551-0

piątek, 19 września 2025

Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych. Tom 1: Ogrody Księżyca" - Recenzja

 

„Malazańska Księga Poległych” określana jest często jako jedna z najlepszych i najbardziej przemyślanych sag fantasy. Nie udało mi się do tej pory przeczytać jej całej – przy okazji pierwszych wydań dotarłem do piątego tomu, a później zbyt długi czas oczekiwania na kolejne książki sprawił, że już do cyklu nie wróciłem. Teraz jednak, kiedy wszystkie tomy stoją ładnie na mojej półce, stwierdziłem, że najwyższy czas podjąć próbę zmierzenia się z całością. Na pierwszy ogień poszły oczywiście „Ogrody Księżyca”. To moje trzecie czytanie tej książki i wraz z każdym kolejnym robi coraz większe wrażenie.

Trwa krwawa kampania wojenna Imperium Malazańskiego. Zdobywając kolejne miasta, niepokonane wojska kierują się na południe, w kierunku legendarnego Darudżystanu. Tam nastąpi finał morderczej wojny, mieszkańcy ostatniego wolnego miasta na Genabackis nie będą jednak walczyć sami. Jego władcy weszli w sojusz z władcą tajemniczej, latającej fortecy, znanej jako Odprysk Księżyca. Jej mieszkańcy już od lat stoją kością w gardle cesarzowej Imperium i w końcu nadszedł czas ostatecznej konfrontacji, której stawka będzie niezwykle wysoka.

Osobiście znam fabułę „Ogrodów Księżyca” na wylot, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ta powieść ma wysoki próg wejścia. Początek może się wydawać chaotyczny, a to dlatego, że Erikson nie podaje niczego na tacy. Przeciwnie – rzuca nas w wir wydarzeń. Pewnych rzeczy dowiadujemy się z kontekstu, inne autor każe nam wydedukować z niejasnych wskazówek, a kolejne odkrywają się stopniowo. Wysiłki włożone w próbę zrozumienia fabuły zostają jednak wynagrodzone, bo po kilkudziesięciu stronach (w przypadku bardziej opornych czytelników może to pewnie zająć nieco więcej czasu) opowieść zaczyna wciągać jak bagno. Co czyni ją tak atrakcyjną?

Na mnie duże wrażenie zrobiło to, że Erikson doskonale panuje nad postaciami (a tych jest tu legion) oraz nad prowadzonymi wątkami (tych także jest sporo) i splata wszystko ze sobą z iście zegarmistrzowską precyzją. Smaku dodaje temu wszystkiemu fakt, że „Ogrody Księżyca” były przecież debiutem tego pisarza, zatem taki rozmach wizji i panowanie nad wykreowanym światem robią ogromne wrażenie. Dodać do tego można świetnie przemyślany system magii – tutaj wszystko jest logiczne, a jedna rzecz wynika z drugiej. Każdy magiczny ruch ma swoje konsekwencje i kosztuje, wymuszając sporą dozę rozwagi od osób posiadających magiczny talent.

Nieco zaskakuje fakt, że w „Ogrodach Księżyca” nie uświadczymy jednego (względnie kilku) głównego bohatera. U Eriksona każda postać może okazać się kluczowa dla przebiegu wydarzeń, nawet ta pozornie drugoplanowa. Takie rozwiązanie jest ciekawe, choć dla niektórych czytelników może być jednak mankamentem, właśnie z uwagi na brak głównej postaci, z którą można by się było identyfikować. Podzielenie „czasu ekranowego” między kilkunastu bohaterów jawi się jednak jako dobra decyzja, bo manewr pozwala na ukazanie większej ilości niuansów zarówno świata przedstawionego, jak i samej opowieści.

Warto też wspomnieć, że Steven Erikson doskonale zarysowuje w swojej powieści sytuację polityczną w targanym wieloma konfliktami (także tymi wewnętrznymi) Imperium Malazańskim. To kolos, ale chwiejący się pod ciężarem różnych napięć, których tłumienie generuje ogromne koszty i nadwyręża wewnętrzne status quo. Wątki polityczne są nie tylko świetnym uzupełnieniem scen batalistycznych i tych opisujących system magiczny świata Malazu, ale stanowią atrakcję same w sobie – dają wgląd za kulisy poczynań ludzi wpływowych i pokazują, jak brudna może być walka o władzę. To osobliwie fascynujący obraz.

Po kolejnym przeczytaniu „Ogrodów Księżyca” jestem gotowy wystawić tej książce maksymalną ocenę. To wspaniałe otwarcie epickiego cyklu, ale także fantastyczna powieść sama w sobie – operująca bogatym językiem i oferująca niebanalną rozrywkę na najwyższym poziomie – rzecz doskonała nie tylko w swojej, dość wąskiej jednak szufladce, ale także w szerszym kontekście. Batalistyka, magia, intrygi, ale i refleksja – to wszystko łączy się w świetnie przemyślaną całość. To nie jest łatwa lektura. Jeśli jednak dać jej szansę, przynosi ogrom satysfakcji.

Autor: Steven Erikson
Tytuł: Ogrody Księżyca
Tytuł oryginału: Gardens of the Moon
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: MAG
Data wydania: kwiecień 2021 (wznowienie)
Liczba stron: 624
ISBN: 978-83-6671-212-6