Komiksy ze świata „Diuny” ukazują się już od jakiegoś czasu. Na tę chwilę rzecz wygląda tak, że panowie Herbert i Anderson adaptują na język powieści graficznej napisane przez siebie książki i opowiadania. Dotąd trzymały one w miarę przyzwoity poziom, choć żaden z nich nie był niczym więcej niż akcyjną space operą. Ten stan rzeczy nie może jednak dziwić, bo takie właśnie były pierwowzory. Po tym jak końca dobiegł „Ród Atrydów”, dostajemy komiksową wersję kolejnego tomu trylogii, którą autorzy debiutowali w wykreowanym przez Franka Herberta uniwersum.
Głowa rodu Harkonnenów stara się umocnić swoją władzę i robi to żelazną ręką oraz za pomocą zakulisowych, morderczych intryg. Na rządzonej przez barona Giedi Prime Gurney Halleck stara się wyrwać spod władzy znienawidzonych oprawców. Tymczasem Leto Atryda musi wybierać między miłością a obowiązkiem i podjąć decyzję w sprawie pomocy rodowi Verniusów, którego reprezentanci, w obliczu wspieranej zakulisowo przez imperatora Szaddama IV inwazji Tleilaxan, zostali wygnani z ojczystego Ixa.
Czym jest „Ród Harkonnenów”? To bezpośrednia kontynuacja „Rodu Atrydów”, zatem warto mieć na uwadze, że autorzy dopisują dalszy ciąg do rozpoczętych wówczas wątków. Co za tym idzie, komiks jest mocno hermetyczny i nie ma sensu brać się za lekturę, jeśli nie jest się zaznajomionym z tamtą opowieścią. To raczej ogranicza możliwość pozyskania nowych fanów, ale z pewnością przyciągnie tych, którym tamta historia przypadła do gustu.
Pod względem charakteru fabuły „Ród Harkonnenów” jest dokładnie takim samym tytułem, jak „Ród Atrydów”, tyle że „bardziej”. Mamy tu do czynienia z fantastyką opierającą się przede wszystkim na akcji i na sentymencie fanów do ulubionych bohaterów, z którego ma wynikać chęć poznania ich losów sprzed oryginalnej „Diuny”. Dość interesujące jest na przykład spojrzenie na barona Harkonnena, przede wszystkim z tego względu, że jesteśmy świadkami powolnego przeistaczania się tej postaci z kogoś umięśnionego i wysportowanego, w otyłego mężczyznę, potrzebującego dryfów do poruszania się. Wynikająca z tego frustracja tylko podsyca jego sadystyczne skłonności, co zostało pokazane w kilku scenach.
Zauważalnym problemem tego komiksu jest w mojej opinii zbyt szybkie tempo akcji i związana z tym mocno odczuwalna skrótowość poszczególnych wątków. W jednym, dwudziestostronicowym rozdziale, Herbert i Anderson potrafią aż ośmiokrotnie zmieniać obiekt zainteresowania, skacząc między różnymi bohaterami. To nie pomaga w skupieniu się na fabule i próbie dostrzeżenia jakichkolwiek niuansów. Działało to jeszcze w miarę dobrze w książce, bo jednak jest to medium dające twórcy zdecydowanie więcej miejsca na przekazanie tego, co chce powiedzieć, w komiksie jest jednak inaczej, trzeba przestawić się na inny rodzaj pisania, a Herbertowi i Andersonowi ta sztuka się nie powiodła.
Sama historia jest kosmiczną przygodówką i jako taka może się podobać. Jestem przekonany, że przypadnie do gustu raczej tym, którzy nie czytali książki, bo porównania wypadają na niekorzyść komiksu. Warto przy tym pamiętać, że już pierwowzór nie był książką wybitną. W omawianym tytule najbardziej brakuje jakiejkolwiek subtelności i odcieni szarości. Doskonale wiemy, kto jest dobry, a kto zły, twórcy nie zostawili praktycznie żadnego pola na jakiekolwiek zaskoczenie czytelnika w tej materii, co jest rozczarowujące.
Ilustracje prezentują się zdecydowanie gorzej niż w „Rodzie Atrydów”, a to z tego względu, że bardzo często wchodzą w swego rodzaju mangowość. Inspirację tym nurtem widać w omawianym albumie wyraźnie – nie cierpię tej stylistyki i nie spodziewałem się ujrzeć jej tutaj, ale podejrzewam, że styl przypadnie do gustu innym czytelnikom, wszak wiele osób przychylniejszym okiem spogląda na ów dalekowschodni styl. Na plus zaliczyć za to z pewnością można zamieszczoną na końcu albumu galerię okładek. Tego typu dodatek to bardzo często prawdziwa uczta dla oczu i dokładnie tak jest w tym przypadku.
Pierwsza odsłona „Rodu Harkonnenów” robi mocno mieszane wrażenie. Za siłę tego albumu można uznać jego wybitnie rozrywkowy charakter, który zapewne spodoba osobom oczekującym przygody i akcji. Ta sama cecha sprawia jednak, że fani oryginalnej „Diuny” nie mają tu czego szukać. Herbert i Anderson nie bawią się w subtelności, w ich najnowszej propozycji nie uświadczymy żadnych ukrytych niuansów, wszystko jest wyłożone jak kawa na ławę. Przy pewnej (sporej) dozie dobrej woli można czerpać jakąś przyjemność z lektury. Do tego trzeba jednak w odpowiedni sposób skalibrować swoje oczekiwania. Potraficie to zrobić?
Tytuł: Diuna. Ród Harkonnenów
Tom: 1
Scenariusz: Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Rysunki: Michael Shelfer
Kolory: Patricio Delpeche
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Dune: House Harkonnen Vol. 1
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Boom Studios!
Data wydania: maj 2024
Liczba stron: 112
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-8230-694-1
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 04. 07. 2024).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz