Harlan Ellison to laureat wielu branżowych fantastycznych nagród, jednak w Polsce jest stosunkowo mało znany. Być może za sprawą wydanego właśnie przez Egmont albumu ten stan rzeczy ulegnie jakiejś (niechby nawet minimalnej) zmianie, a Amerykanin zaistnieje nieco mocniej w świadomości fanów gatunku. Z pewnością zasługuje na większy rozgłos, bo pisze tak, że efekty jego pracy naprawdę warto znać. I choć słynie z krótkiej formy, to tym razem mamy do czynienia nie z opowiadaniami, lecz z komiksem.
W dalekiej przyszłości ludzkość jest prawdziwą potęgą. Skolonizowaliśmy Układ Słoneczny i sięgamy wzrokiem znacznie dalej. W mrokach kosmosu czyha jednak wróg, który może sprawić, że nasza rasa całkowicie zniknie z areny wydarzeń. Kiedy pewnego dnia na Ziemi dochodzi do dziwnych wydarzeń – zaczynają mieszać się historyczne ery, z dnia na dzień znikają zbiorniki wodne, nagle pojawiają się olbrzymie lodowce – jest to znak, że czas zacząć działać. Powstaje drużyna bohaterów, którzy muszą cofnąć się w przeszłość, by tam stanąć do walki o przyszłość wszystkich ludzi.
Czym jest „7 przeciw chaosowi”? Najtrafniejsze będzie uznanie tego komiksu za naprawdę „oldschoolowe” science fiction. Co jednak istotne, nie można powiedzieć, by była to ramotka. Bardziej pasuje tu fraza „urokliwe, acz angażujące retro”. Bo choć tak się po prostu dzisiaj już nie pisze, wcale nie znaczy to, że komiks stracił na wartości. Nadal przynosi sporo frajdy, choć nie jest tytułem bez wad.
Na plus z pewnością można zaliczyć imponującą pomysłowość Ellisona. Przejawia się ona w kilku różnych aspektach. To po pierwsze, i być może najważniejsze, kreacja protagonistów. Bohaterowie (praktycznie cała tytułowa siódemka) to postaci interesujące, dobrze nakreślone i podbudowane odpowiednim tłem. Autor umie tworzyć napięcia między różnymi charakterami, dzięki czemu wszelkie interakcje są wiarygodne. To się chwali. Można też doszukiwać się pewnych analogii do innych dzieł kultury, w których siedmiu bohaterów broniło danego miejsca przed bandytami. Tu jest nieco inaczej, bo owa „wspaniała siódemka” musi uratować cały świat, ale podobieństwa są wyczuwalne. Lubię takie delikatne retellingi znanych opowieści, zwłaszcza jeśli autor wie, co chce powiedzieć i nie składa hołdu, ale prezentuje swoją wizję. A tak właśnie jest w tym przypadku.
Kolejna rzecz, która robi wrażenie, to bogaty świat przedstawiony. Czasami co prawda może on sprawiać wrażenie wręcz przeładowanego pomysłami, ale patrząc na komiks całościowo, kreatywność światotwórcza Ellisona jest naprawdę imponująca. Różne planety, różne scenerie – jest naprawdę różnorodnie. Do tego dochodzą interesujące pomysły pogłębiające obraz opisywanego świata. Zaciekawiła mnie na przykład idea, by komputery tworzyły nowe komputery o konstrukcji wymykającej się ludzkiemu umysłowi, które w pewnych okolicznościach mogą przewidzieć przyszłe wydarzenia – nawet dzisiaj brzmi to futurystycznie i intrygująco.
Nie byłoby interesującej przygodowej opowieści bez charyzmatycznego villaina. Żeby uznać antagonistę za dobrze rozpisanego, jego motywacja powinna być możliwa do zrozumienia, żeby wprowadzić w jego poczynania jakże potrzebne odcienie szarości. Dokładnie tak prezentuje się Erisssa. Suche fakty z pewnością nikogo nie olśnią – mamy bowiem do czynienia z jaszczurem, który chce wymazać całą historię, by zastąpić nasz gatunek własnymi pobratymcami. Brzmi dość krindżowo, prawda? Ale gwarantuję, że rzecz pasuje do fabuły idealnie i wcale nie jest tak głupia, jak mogłoby się wydawać. Ellison także w tym aspekcie szanuje czytelnika, jego złol owszem, jest zły, ale postępuje zgodnie z logiką, a jego motywację da się zrozumieć! To spora zaleta.
Rysunki? To przyjemne retro, ale dokładnie tego można się było spodziewać. W mojej opinii są przejrzyste i całkiem ładne, ale podejrzewam, że czytelnikowi przyzwyczajonemu do dzisiejszego, jeszcze bardziej dynamicznego stylu (widocznego zwłaszcza w nurcie superhero), mogą nie do końca przypaść do gustu. Mimo szybkiego tempa akcji grafiki są przejrzyste, a to bardzo pozytywna cecha.
Nie sądzę, by każdy fan komiksowej fantastyki polubił się z „7 przeciw chaosowi”, ale jeśli coś jest dla każdego, to jest de facto dla nikogo. A tego, że jest papką, na pewno nie sposób temu albumowi zarzucić. To rzecz pełna interesujących pomysłów, która owszem, bywa urokliwie wczorajsza, ale główna linia fabularna z pewnością angażuje. Dobrze było zapoznać się tym klasykiem, mam też nadzieję, że w przyszłości w ramach DC Black Label ukażą się kolejne zapomniane perełki tak dobre, jak ta.
Tytuł: 7 przeciw chaosowi
Seria: DC Black Label
Scenariusz: Harlan Ellison
Rysunki: Paul Chadwick
Kolory: Matt Hollingsworth
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: 7 Against Chaos
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2024
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-6249-5
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 02. 07. 2024).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz