czwartek, 8 sierpnia 2024

Superman. Action Comics. Tom 2: Arena

 

„Action Comics” to bez dwóch zdań prawdziwy tytuł-legenda. Na przestrzeni lat na jego łamach ukazało się wiele story-arców, które na stałe zapisały się w kanonie trykociarstwa. Obecnie, w momencie, kiedy bohaterem głównej serii został Jon Kent, ta druga nadal traktuje o pochodzącym z Kryptona herosie, stanowiąc swego rodzaju bastion „starego” Supermana. Wypadałoby zatem, żeby komiks trzymał poziom. „Nadejście Świata Wojny” spotkało się z dość dobrym przyjęciem, zerknijmy zatem, jak prezentuje się jego kontynuacja.

Superman prowadzi grupę Authority daleko w kosmos. Bohaterowie chcą uwolnić mieszkańców Świata Wojny spod władzy potężnego Mongula, dążącego do przejęcia kontroli nad Organizacją Planet Zjednoczonych. Władca sztucznej planety jest świetnie przygotowany na ich przybycie i doskonale wie, jak wykorzystać ich słabości. 

Choć ziemskim Supermanem jest obecnie Jonathan Kent, nie pożegnaliśmy się jeszcze definitywnie z Kal-Elem. Klasyczny Człowiek ze Stali działa jednak poza błękitną planetą. Manewr jest generalnie całkiem przemyślny, bo nie tylko dał miejsce nowemu herosowi, naturalnemu spadkobiercy szlachetnej idei obrony ludzkości, ale nie pozwolił fanom opłakiwać całkowitego zejścia ze sceny superbohatera, którego na przestrzeni lat pokochali. Nadal jest dla niego miejsce w DC Comics, choć w obliczu nieuchronnej zmiany pokoleniowej nie może dziwić, że Clark Kent nie stoi już na pierwszym planie wydarzeń. Komiksy takie jak „Arena” grają jednak na sentymencie starych fanów, dla których to właśnie on jest najważniejszym w ich życiu Supermanem.

Sentymenty sentymentami, ale najważniejsze jest to, czy „Arena” prezentuje dobry poziom i ma szansę wyróżnić się in plus na tle innych współczesnych komiksów superbohaterskich? Odpowiedź na to pytanie nie będzie jednoznaczna. Zaletą omawianego tytułu jest z pewnością odpowiednie tempo akcji. Kennedy Johnson zna się na swojej robocie i potrafi rozpisać scenariusz tak, by napięcie narastało wraz z końcówkami kolejnych rozdziałów. Tego nie można mu odmówić i pod tym względem drugi tom nowego „Action Comics” może satysfakcjonować. W „Arenie” cały czas coś się dzieje, a walka trwa na kilku różnych poziomach. To może się podobać.

Nieco gorzej jest za to w materii oryginalności. Chodzi mi przede wszystkim o to, że dostajemy właściwie tylko to, co doskonale już znamy, zwłaszcza jeśli czytamy komiksy superbohaterskie od lat (lub jak wielu z nas, od dekad). Nie zrozummy się źle – to wcale nie musi być wadą i dla wielu czytelników z pewnością nią nie będzie, jednak obraz Supermana nie wychodzi tu w żadnym momencie poza rozpoznawalne ramy. Bohater jest do przesady altruistyczny (czasami naprawdę za bardzo) i chce uratować absolutnie każdego. No i odrobinę mi ten „harcerzykowaty” wizerunek przeszkadzał. A przecież wiele razy widzieliśmy już, że Supermana można pokazać tak, by pozostał sobą, ale było w nim nieco więcej głębi. Tu jest akurat dość jednowymiarowy.

Przyznam też, że nieco mnie irytuje maniera, by koniecznie podkreślać seksualność poszczególnych bohaterów, ale tylko w momencie, kiedy jest ona skierowana na wektor „homo”. Na początku albumu, przy biogramach postaci, umieszczono informację, że dwie bohaterki stanowią parę, podobnie rzecz ma się z dwoma bohaterami (wszyscy są członkami grupy Authority, która wraz z Supermanem wyruszyła na Świat Wojny). Po co ta informacja się tam znajduje? Czytelnik sam zauważyłby przecież w toku fabuły, kto jest ważny dla kogo i komu na kim zależy. Naprawdę nie trzeba być aż tak łopatologicznym, bo to przynosi tylko odwrotny skutek. Nikomu normalnemu nie przeszkadza obecność mniejszości w dziele popkultury, ale widać, że twórcy próbują być dzisiaj świętsi od papieża, a raczej bardziej tęczowi od aktywistów LGBT, a wszystko po to, byle tylko nie dać im pretekstu do krytyki, że komiks jest za mało inkluzywny.

Jeśli chodzi o ilustratorów, w mojej opinii najlepiej wypadł Riccardo Federici. Prace Włocha cechują się dużym realizmem, co zaskakująco dobrze pasuje do specyfiki tej opowieści. Muskulatura walczących na arenie bohaterów wygląda w takim ujęciu naprawdę imponująco i nie ma tu karykaturalnej przesady, a starcia są wyjątkowo efektowne. Uczta dla oczu. Pozostali rysownicy prezentują się nieco gorzej, ale raczej nie spadają poniżej przyzwoitego rzemiosła. Trochę szkoda, że na końcu albumu znalazło się miejsce jedynie dla dwóch okładek alternatywnych, bardzo lubię po lekturze na nie zerknąć, a tu niestety nie było na co.

Nie ma opcji, żeby „Arena” weszła do topu historii z Supermanem, ale też nie jest to tytuł, który przynosiłby jakąkolwiek ujmę marce „Action Comics”. To komiks interesujący, który mimo swoich oczywistych wad potrafi utrzymać zainteresowanie czytelnika. Czuć co prawda, że jest to typowa „część środkowa”, bo opowieść ma kontynuację w następnym tomie, ale całościowo nie zawodzi.

Tytuł: Arena
Seria: Action Comics
Tom: 2
Scenariusz: Phillip Kennedy Johnson, Sean Lewis
Rysunki: Riccardo Federici, Daniel Sempere, Sami Basri i inni
Kolory: Lee Loughridge, Adriano Lucas, Hi-Fi
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Superman: Action Comics Vol. 2 – The Arena
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: marzec 2024
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
ISBN: 978-83-281-6532-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 25. 04. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz