Twórczość H.P. Lovecrafta zawsze była i wciąż pozostaje inspiracją dla twórców różnych odmian grozy. Mike Mignola to jeden z nich – swego czasu ze sporym zainteresowaniem zerkał w stronę różnej maści niewypowiedzianych koszmarów zrodzonych w wyobraźni Cienia z Providence. Efektem tego zauroczenia były dwie opowieści (napisane wspólnie z Troyem Nixeyem). Jedną z nich, „Zagładę Gotham”, mieliśmy już okazję przeczytać po polsku (kolejny raz całkiem niedawno, w linii „DC Deluxe"), druga ukazuje się u nas teraz, choć powstała dwadzieścia pięć lat temu.
Na nienazwane miasto pada strach, kiedy jego mieszkańcy zapadają na tajemniczą chorobę, a po ulicach przechadza się niepokojąca istota zwiastująca mającą nadejść zagładę. Atmosfera zagęszcza się jeszcze bardziej, kiedy ktoś zaczyna mordować pracujące przy porcie prostytutki. Jak pozbyć się klątwy? Czy jest to w ogóle możliwe?
„Nowy” komiks Mignoli to album zaskakująco krótki, składają się na niego bowiem ledwie cztery zeszyty. To sugeruje, że zawarta w nim groza będzie bardzo skondensowana. Czy tak jest w istocie? W moim odczuciu owszem, choć zabieg ten ma także wady. Zacznę jednak od pozytywów, bo tych jest więcej. Autorom udało się wykreować niezwykły klimat. Opisywane przez nich nienazwane miasto (wyraźnie inspirowane wiktoriańskim Londynem) jest miejscem brudnym i tajemniczym, którego zaułki są wyjątkowo niebezpieczne i mogą skrywać wiele niepokojących sekretów. Sceneria robi duże wrażenie i świetnie podkreśla niesamowite elementy snutej przez autorów historii.
Kolejną rzeczą jest właśnie fabuła. Mignola i Nixey inspirowali się nie tylko Lovecraftem, ale tematykę wyjętą z jego twórczością połączyli z wątkami z historii Kuby Rozpruwacza. W efekcie dostaliśmy swego rodzaju połączenie brudnego, mrocznego kryminału z horrorem traktującym o zagrożeniu o nieokreślonej bliżej proweniencji. Ta ulokowana w ramach nurtu weird fiction mieszanka intryguje i hipnotyzuje, głównie dzięki temu, że pokazuje czytelnikowi rzeczy niezwykle obce, które w znaczący sposób wpływają na funkcjonowanie świata przedstawionego. Ten kontrast jest widoczny w wielu miejscach…
…choć w moim odczuciu Mignola i Nixey niewystarczająco mocno rzecz rozwinęli. Pokazanie rosnącego zobojętnienia mieszkańców na niesamowitości nadałaby opowieści nowego wymiaru i pogłębiło legendę miejsca dotkniętego zarówno zarazą, jak i klątwą. Nie jestem ponadto przekonany, czy objętość „Jenny Finn” nie powinna być jednak odrobinę większa. Zwiedzenie większej liczby mrocznych zaułków Miasta przyniosłoby same korzyści, bo jeśli spojrzymy na fabułę kryjącą się pod opisywanymi niesamowitościami, okaże się, że jest ona naprawdę prosta. Nie musi to wcale być wielką wadą, jednak czasem można odnieść wrażenie, że więcej tu ozdobników niż prawdziwego literackiego mięsa.
Warstwa wizualna „Jenny Finn” prezentuje się naprawdę wybornie, choć jedynie na przestrzeni pierwszych trzech zeszytów. Są one rysowane przez Troya Nixeya i czarują sugestywnym, miejscami bardzo brudnym klimatem. Miasto jest w ujęciu artysty przepięknie obrzydliwe, z kadrów wylewa się wilgoć, w której dobrze czują się opisywane przez scenarzystów okropieństwa (złowieszcze ryby wieszczące zagładę zrobiły mi dzień). Szkoda, że artysta nie pracował też przy zeszycie zamykającym tę opowieść, bo ostatecznie straciła ona na wizualnej spójności pod pędzlem Farela Dalrymple’a. Jego rysunki są zdecydowanie mniej klimatyczne i bardziej chaotyczne, niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Wydanie „Jenny Finn” to kolejny krok Egmontu do uzupełnienia polskich wydań komiksów Mike’a Mignoli. Dobrze się stało, że ta opowieść ukazała się po polsku, bo jest zwyczajnie godna uwagi. Tak, niektórzy będą zapewne narzekać na objętość albumu, na jego prostotę i w jakiejś mierze będą mieli rację, ja jednak uważam, że niesamowity klimat niweluje te drobne niedociągnięcia. Ta opowieść grozy, głęboko zanurzona w sosie weird fiction, robi co ma robić i satysfakcjonuje. Jestem kontent.
Tytuł: Jenny Finn
Scenariusz: Mike Mignola, Troy Nixey
Rysunki: Troy Nixey, Farel Dalrymple
Kolory: Dave Stewart
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Jenny Finn
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: 2024
Liczba stron: 136
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5366-0
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 03. 04. 2024).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz