sobota, 28 października 2023

Batman Saga - Stan strachu - Recenzja

 

Gotham City nie jest miastem, w którym żyłoby się szczególnie dobrze – działają w nim zamaskowani złoczyńcy-psychopaci, a samozwańczy stróżowie sprawiedliwości próbują co chwilę pokrzyżować ich niecne plany. To wszystko skutkuje częstą dewastacją wielu rejonów metropolii, co jak podejrzewam, sprawia, że normalny obywatel nie ma najmniejszych szans na ubezpieczenie mieszkania od potencjalnych zniszczeń. A kiedy kończy się jedna inba, natychmiast rozpoczyna się kolejna. Tak jak tym razem, kiedy nad metropolię nadciąga „Stan strachu”.

Mieszkańcy Gotham City ponownie padają ofiarą działań zamaskowanego szaleńca, a ich ducha próbuje złamać Strach na Wróble, samozwańczy władca strachu. W mieście panuje coraz większy chaos, a sytuacji nie poprawia fakt, że pod wpływem znanej wszystkim miłośnikom komiksu spod znaku Nietoperza toksyny strachu znajduje się Peacekeeper-01, swoisty superfunkcjonariusz, mający być w zamyśle alternatywnym do Batmana obrońcą lokalnej społeczności. Zamiast strzec obywateli, staje się dla nich zagrożeniem.

Z pewnością trzeba oddać Jamesowi Tynionowi IV, że miał pomysł na swój run w „Batmanie”. Nie dla każdego czytelnika był on co prawda szczególnie ekscytujący, ale Amerykanin na pewno poradził sobie lepiej niż kilku scenarzystów o większych nazwiskach. Mocny nacisk położony został przede wszystkim na zaprezentowanie „bat-rodziny” i relacji panujące między jej członkami. Nietoperz nie działa już sam i po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić. Widać to doskonale także w „Stanie strachu”, między innymi w tym, że nasz bohater często nie tylko nie stoi na pierwszym planie, ale okazjonalnie schodzi nawet na margines wydarzeń. Co ciekawe, wcale nie trzeba postrzegać tego jako wady, wszystko zależy od oczekiwań. Jeśli zaakceptujemy to, że stare już nie wróci, okaże się, że opowieść potrafi zainteresować.

Pisarska sprawność autora to jedno, trzeba jednak pamiętać, że „Stan strachu” zasadza się w znacznej mierze na tym, co doskonale znamy (a czy także lubimy, to już zupełnie inna kwestia) – mowa tu mianowicie o potężnym zagrożeniu dla miasta. Maszyna losująca wypluła tym razem Stracha na Wróble jako tego, który próbuje zasiać terror na ulicach bronionej przez Batmana metropolii. Tyle w tym dobrego, że to nie drużynówka, a niebezpieczeństwo nie ma kosmicznego charakteru, nie zmienia to jednak faktu, że wydarzenia znów mają kolosalne znaczenie, a ich skutki mogą być znaczące dla świata przedstawionego. Jeśli lubicie opowieści o tak dużej skali, na pewno będziecie zadowoleni.

Nie jest jednak tak, że zwolennicy bardziej kameralnego oblicza komiksów z Batmanem w roli głównej nie znajdą w „Stanie strachu” niczego dla siebie. Na ratunek fanom mającym dosyć przesadzonej epickości przychodzą tie-iny, czyli wstawki zamieszczone pomiędzy zeszytami regularnymi. Mają one na celu przedstawienie szerszego kontekstu wydarzeń, a w omawianym komiksie skupiają się na przeszłości postaci ważnych dla fabuły. Swoją funkcję pełnią naprawdę dobrze, czytało mi się je lepiej niż główną opowieść. To dobrze świadczy o jakości tych dodatków. Trzeba jednak w tym miejscu zaznaczyć, że nie wszystkie przynależące do tego eventu tie-iny zostały w albumie zamieszczone, choć wydaje się, że nie pominięto niczego szczególnie znaczącego.

Jeśli zaś chodzi o główną fabułę, nieco rozczarowuje. Tynion IV musiał znaleźć miejsce dla choćby części trykociarskiej ekipy, którą wykreował na łamach swojego runu i kilkoro z nich faktycznie dostaje tu swoje trzy minuty. To zaś skutkuje typową dla drużynówek cechą – akcja przyspiesza, a na pierwszy plan wysuwa się czysta naparzanka. Komiks jest więc szybki i efektowny, ale nie do końca angażujący. Cóż… Coś za coś.

Ilustracje prezentują się przyzwoicie. Na znacznej przestrzeni albumu po prostu są, czasem lepsze, czasem gorsze. Bywają chaotyczne, ale przy mocno akcyjnym scenariuszu nie jest to niczym zaskakującym. Najlepiej narysowano tie-iny, które nie sprawiają tak syntetycznego wrażenia jak pozostałe zeszyty. Najbardziej zapadła mi w pamięć praca Joshuy Hixsona, który odpowiadał za zeszyt o Peacekeeperze-01. Zawarte w nim grafiki przypominają to, co dostaliśmy swego czasu w „Gotham Central", mają bardziej przyziemny klimat, a to „Stanowi strachu" było naprawdę potrzebne.

Czy będziemy tęsknić za Jamesem Tynionem IV w roli scenarzysty „Batmana”? Wydaje mi się, że mało kto odpowie na takie pytanie twierdząco. Inną sprawą jest jednak to, że także nikt nie zapamięta jego runu jako wybitnie nieudanego. To po prostu przyzwoita robota, ale raczej z półki tych „letnich”. Jego komiksy o Batmanie czyta się bez bólu, ale w głowie na za długo nie zostają. Nie zmieniają też status quo w trykociarskim świecie. Takim komiksem jest także kończący kadencję Amerykanina „Stan strachu”. To album, który nie zachwyca jako całość, ale na pewno ma dobre, może nawet bardzo dobre momenty. Można przeczytać, można się nawet nieźle bawić. Po lekturze pozostaje zaś czekać na to, co przyniesie bat-przyszłość.

Tytuł: Stan strachu
Seria: Batman
Tom: 5
Scenariusz: James Tynion IV, Ed Brisson
Rysunki: Jorge Jimenez, Joshua Hixson i inni
Kolory: Tomeu Morey i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. Fear State Saga
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2023
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5732-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 21. 07. 2023).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz