Wydany nieco ponad rok temu pierwszy tom „Wolverine’a” zbierał w całość run Grega Rucki jako scenarzysty przygód Rosomaka. Album był naprawdę znakomity, a tytułowego bohatera przedstawiał w sposób (na tyle, na ile to możliwe) wiarygodny i ludzki. Nic, co dobre, nie może jednak trwać wiecznie, a na stanowisku głównodowodzącego serią doszło do zmiany. „Szponiastego” wziął pod swoje skrzydła Mark Millar, kolejny twórca o głośnym, rozpoznawalnym nazwisku, który pisze zupełnie inaczej niż Rucka, ale tak jak on jest prawdziwym fachurą, który z niejednego komiksowego pieca chleb jadł. Dlatego, kontynuując kulinarne analogie, lektura drugiego zbiorczego „Wolverine’a” zapowiadała się naprawdę smakowicie.
Wolverine zostaje złapany przez agentów Hydry i poddany praniu mózgu. Teraz ta maszyna do zabijania walczy po stronie zła i staje się olbrzymim zagrożeniem dla swoich dawnych przyjaciół i sprzymierzeńców. Logan staje się wrogiem publicznym numer jeden, a najtęższe umysły zastanawiają się, jak go zatrzymać. Ale czy można powstrzymać kogoś, kto ma zdolność błyskawicznej regeneracji? Nawet jeśli tak, cena takiego wyczynu będzie bardzo wysoka.
Jednego można było spodziewać się jeszcze przed otworzeniem tego opasłego tomiszcza – będziemy mieli do czynienia z komiksem wypełnionym akcją i niesamowicie intensywnym. Skąd taka predykcja? Cóż, Mark Millar przyzwyczaił nas do tego, że nader często stawia na wysokooktanową rozrywkę, a fakt, że tym razem dostał do prowadzenia serię o jednym z największych bad boyów wśród superbohaterów tylko uprawdopodabniał taki scenariusz. I jak się szybko okazało, przeczucie nie było błędne, bo akcja rusza z kopyta właściwie od samego początku omawianego komiksu i rzadko daje czytelnikowi moment na złapanie oddechu.
Kolejne rozdziały „Wroga publicznego” skaczą od jednej konfrontacji do kolejnej i trzeba przyznać, że tempo tej rozwałki jest imponujące. Jeśli ktoś chciał ujrzeć to mocne oblicze Wolverine’a, będzie naprawdę zachwycony, bo Logan jest tu w swoim żywiole. Siecze, tnie i ciacha aż miło. Sprzyjają temu założenia fabularne, które choć proste, są naprawdę interesujące. Millar odpowiada na pytanie, co by się stało, gdyby Wolverine został w jakiś sposób przekabacony na stronę zła? A stałaby się, oczywiście, jatka, której konsekwencje mogłyby być poważne dla każdego, kto stanie na drodze rozszalałego Rosomaka.
Do tego festiwalu przemocy Millar dorzuca na dokładkę ciekawy wątek coraz jawniej działającej organizacji terrorystycznej, czyli sławetnej Hydry. Organizacja, jak to ma w zwyczaju, snuje plany przejęcia władzy nad światem, a na kartach „Wroga publicznego” przystępuje w końcu do ofensywy. Sposób rozwinięcia tego wątku pasuje do charakteru albumu – nie jest specjalnie subtelny, ale za to fachowo poprowadzony i całkiem emocjonujący. Obserwujemy, jak wewnątrz organizacji następuje zmiana pokoleniowa, co wiąże się z awansami i degradacjami. Czasami bardzo ostatecznymi.
Nie ma co gadać, jeśli chodzi o sposób przedstawienia samego Logana „Wolverine” pisany przez Marka Millara rozczarowuje, zwłaszcza w momencie porównania go do albumu autorstwa Grega Rucki. To zupełnie inny level opisywania myśli i psychologii tytułowego bohatera. W nawale akcji znikają wszelkie subtelności, także te, które mogły zostać uwypuklone w momencie większego skupienia się na opisaniu walki Wolverine’a z jego wewnętrznymi demonami. Tutaj sprawa potraktowano po łebkach i stanowi pretekst do rozwałki. Można było z tego wyciągnąć dużo więcej, bo w komiksie Millara jest mimo wszystko kilka momentów, kiedy widać potencjał. Co z tego, skoro pozostał niewykorzystany?
Pracujący przy tym runie „Wolverine’a” rysownik to John Romita Jr. Jego kreska jest bardzo charakterystyczna (lekka kanciastość i pewne problemy z ludzką anatomią) – generalnie wystarczy jeden rzut oka na ilustracje i już wiemy, kto stoi po drugiej stronie pędzla. Odbiór warstwy graficznej będzie zatem zależał od tego, jak reagujemy na prace Romity. Mnie się one zazwyczaj podobają, zwłaszcza jeśli towarzyszą akcyjnej fabule. A tak właśnie jest w tym przypadku. Warto też nadmienić, że w wydaniu znajdziemy nieco dodatków na końcu albumu – na nie zawsze warto rzucić okiem, bo dobrze obrazują kolejne etapy procesu twórczego.
„Wróg publiczny” był już w Polsce wydany, ponad dziesięć lat temu. Nakłady zdążyły się w międzyczasie pokończyć, więc ruch Muchy jest ze wszech miar zrozumiały. Co więcej, wtedy ukazały się dwa, mniejsze objętościowo tomy, tym razem zaś otrzymaliśmy jeden grubszy album. I myślę, że ci, którzy nie czytali go wcześniej, powinni go poznać – szczególnie jeśli lubią przygody mutantów z Domu Pomysłów – jednak w konfrontacji z poprzednią cegłą z Wolverine’em w roli głównej, prezentuje się wyraźnie słabiej, a to przede wszystkim dlatego, że nie wychodzi prawie w ogóle poza niezobowiązującą sensację, choć trzeba przyznać, że jest to sensacja poprowadzona sprawnie i fachowo.
Seria: Wolverine
Tom: 2
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: John Romita Jr., Kaare Andrews
Kolory: Paul Mounts, Jose Villarrubia
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Wolverine
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: listopad 2022
Liczba stron: 352
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-66-4
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 03. 02. 2023).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz