piątek, 16 grudnia 2022

Elektra. Czerń, biel i krew - Recenzja

 

Niewiele współczesnych komiksów superbohaterskich jest w stanie zaskoczyć czytelnika w takim stopniu, żeby można było po lekturze mówić o doświadczeniu przełomowym, przekraczającym granice. I tu od razu powiem: nie, seria „Czerń, biel i czerwień” nie będzie dla nikogo takim tytułem, a mimo to w jej przypadku można mówić o pewnej interesującej kwestii. Antologia krótkich opowieści poświęconych jednemu bohaterowi, utrzymana w dodatku w ściśle określonych graficznych ramach – taki pomysł brzmi ciekawie i daje bardzo dobre efekty. Dotąd mogliśmy się o tym przekonać już trzykrotnie (Wolverine, Carnage i Deadpool), teraz zaś mamy okazję dowiedzieć się, jak w takiej wersji prezentuje się słynna Elektra.

Komiks z grecką zabójczynią w roli głównej to dwanaście niezależnych segmentów. Wszystkie zamknięte są w dziesięciostronicowych ramach i przynoszą opowieści o różnym stopniu skomplikowania. Elektrę zobaczymy na ich kartach w wielu ujęciach – walczącą z wampirami, ratującą niewinnych ludzi, podejmującą konfrontację z licznymi wrogami.

Nie jest łatwo napisać dobrą krótką formę. Wymaga to przede wszystkim interesującego i najlepiej świeżego pomysłu oraz umiejętności zawarcia w konkretnych ramach opowieści, która nie tylko nie będzie banalna, ale też zainteresuje czytelnika na tyle, by nie zapomniał o niej chwilę po lekturze. Linia „Czerń, biel i krew”, zbierająca w jednym tomie krótkie opowiastki, których wspólnym mianownikiem jest jeden główny bohater to dla Marvelowskich scenarzystów swoisty poligon doświadczalny w materii pisania zwięzłych epizodów. Wcześniejsze części serii nie zawsze potrafiły utrzymać wysoki poziom na przestrzeni całego albumu, ale każdorazowo przynosiły kilka shortów wartych uwagi. Zasadne było spodziewać się tego samego po „Elektrze”.

Czy komiks, którego bohaterką jest słynna grecka zabójczyni i ninja przyniósł równie dobre opowiadania, jak te zaprezentowane w poprzednich odsłonach cyklu? Wydaje się, że tak. Pewne jest jednak jedno – także tym razem poziom całości nie jest równy. Niektóre sprawiają wrażenie doskonałej ilustracji określenia „sztuka dla sztuki”, bo owszem, są atrakcyjne wizualnie, ale fabularnie błahe. Część opiera się na zbyt banalnych założeniach i stanowi po prostu łatwo przyswajalną rozrywkę, która nie jest niczym więcej aniżeli efektowną pulpą. Nie ma w tym oczywiście niczego złego, ale dobrze jeśli obok takich tekstów, w antologii znajdzie się również kilka, o których można powiedzieć, że są wyraźnie lepsze. I „Elektra. Czerń, biel i krew” na szczęście je zawiera, choć nie w oszałamiającej liczbie.

Bardzo dobre wrażenie sprawia przede wszystkim otwierający album „Czerwony świt”, w którym Elektra mierzy się z wampirami. Fabuła została doskonale przemyślana, a opowiadanie stanowi idealny przykład modelowo napisanego „króciaka” – jest pomysłowe i zaskakujące, nie stroni też od autentycznych emocji. Taka dość niespodziewana perełka. Kolejnym tekstem, który warto wyróżnić, jest „Verite”, w którym Al Ewing przypomina czytelnikowi, że Elektra jest antybohaterką, a o tym, w morzu zaserwowanej w całym komiksie przemocy, należy pamiętać. Poczucie lekkiego dyskomfortu płynącego z faktu, że daliśmy się poprowadzić scenarzystom i kibicujemy postaci moralnie dwuznacznej jest naprawdę ciekawe – mało który komiks wywodzący się z superhero potrafi takie emocje wywołać. Warto to docenić.

Jako że mamy do czynienia z antologią, także ilustracje są dość mocno zróżnicowane, jeśli idzie o wybieraną przez grafików stylistykę. Wielu (jeśli nie wszyscy) dobrze odnalazło się w konwencji „trójkolorowej”, zaś w kwestii jakości prac wiele zależy od indywidualnego odbioru. Mnie na przykład prawie w ogóle nie spodobało się to, co narysował Federico Sabbatini, a to głównie dlatego, że jego rysunki mocno nawiązują do mangi, a nie ukrywam – nie cierpię takiego stylu. Choć warsztat doceniam. Dużo bardziej podszedł mi segment rysowany przez Grega Smallwooda – tutaj jest realistycznie i gustownie, z lekkim rozmyciem i klasycznym kadrowaniem. Na dokładkę dostajemy galerię okładek, a w przypadku omawianej serii zawsze warto zawiesić na nich oko i podziwiać piękne kontrasty.

Poziom nowego albumu linii „Czerń, biel i krew” jest podobny jak w przypadku poprzednich odsłon – to komiks niezły, z kilkoma tekstami, które ciągną całość do góry i podwyższają jego ostateczną ocenę. Powiem szczerze, jeśli kolejne tytuły serii miałyby mieć podobną jakość, jak „Elektra”, nie miałbym naprawdę nic przeciwko. Całościowo jest to bowiem komiks co najmniej udany i czyta się go po prostu nieźle, a w momencie nadejścia highlightów zyskuje jeszcze bardziej. Czegóż chcieć więcej od mainstreamowego komiksu superbohaterskiego?

Tytuł: Elektra. Czerń, biel i krew
Scenariusz: różni autorzy
Rysunki: różni artyści
Kolory: różni artyści
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Elektra: Black, White & Blood
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: październik 2022
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-91-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 28. 10. 2022).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz