sobota, 30 lipca 2022

Deadpool. Czerń, biel i krew - Recenzja

 

Deadpool, naczelny żartowniś Uniwersum Marvela, to postać mocno specyficzna. Jego przygody łączą w sobie mnóstwo humoru (przyznajmy – bardzo różnych lotów) i przemoc, dając najczęściej w efekcie mieszankę iście wybuchową. Innymi słowy, są to komiksy przeznaczone dla dużych chłopców. Założenia wydawanej od jakiegoś czasu serii „Czerń, biel i krew”, czyli zaprezentowanie danego bohatera w trzech kolorach, wydają się idealne dla tej postaci. Wcześniej w tej formie pokazano nam perypetie Wolverine’a i Carnage’a, teraz mamy okazję sprawdzić, jak pasuje to do Deadpoola.

Wade Wilson nigdy nie grał według czyichkolwiek reguł. I w dwunastu historiach, które umieszczono w kolejnej odsłonie linii „Czerń, biel i krew”, też tego nie robi. Co więcej, gdziekolwiek się pojawi, tam latają odcięte kończyny, krew leje się strumieniami, a powietrze aż tężeje od rzucanych sucharów. Tak, to Deadpool jakiego znają i kochają wszyscy fani Marvela.


Albumy wydawane pod szyldem „Czerń, biel i krew” zbierają w jeden tom kilkanaście mniejszych form, ukazując różne oblicza danej postaci. Wydaje się, że są to założenia bardzo sensowne, przede wszystkim z tego względu, że opowieści prezentowane w trzech kolorach są mocno niestandardowe – w tym konkretnym przypadku większe wrażenie zrobi prawdopodobnie na czytelniku kilka mniejszych form niż jedna większa. Taki wybór daje też możliwość zaangażowania większego grona twórców, co z kolei pozwala połączyć na przestrzeni jednego tomu rozmaite artystyczne wizje i pokazać wybranego bohatera z kilku perspektyw. I tak właśnie jest w tym tomie.

Mimo dużego rozstrzelenia stylistycznego kolejnych opowiadań teksty zawarte w trzykolorowej wersji „Deadpoola” łączy jedno – humor. Każdorazowo jest on nieco inny, czasami bywa wulgarny, czasami absurdalny, innym razem zaś błyskotliwy, ale ogólnie rzecz biorąc – dobrze pasuje do tego bohatera. Dlaczego? Wade Wilson od zawsze był wygadanym jajcarzem (z tego względu jego wizerunek z pierwszego filmowego „Wolverine’a” jest tak wielkim nieporozumieniem), dlatego historie z jego udziałem powinny ten element zawierać. I widać, że scenarzyści zaangażowani do tego projektu odrobili w tym zakresie zadanie domowe.

„Deadpool. Czerń, biel i krew”, jak to bywa ze zbiorami opowiadań, nie trzyma równego poziomu na przestrzeni całego tomu. To jednak było do przewidzenia jeszcze przed lekturą. Istotniejsze jest to, czy albumowe highlighty wystarczają, by całość uznać za komiks udany, czy może jednak na kolejnych kartach więcej jest tak zwanych flopów? Mamy na szczęście do czynienia z pierwszym przypadkiem. Dominują tu bowiem opowieści „z jajem”, które można określić jako angażujące. Mnie do gustu przypadła większość z nich, w wielu podobać się też może sposób, w jaki łączą humor z przemocą – wszystko zostało świetnie wyważone. Rzecz jasna, komiks jest krwawy i z tego powodu przeznaczony jest dla dojrzałego odbiorcy, zresztą to właśnie czytelnik o ukształtowanym już guście najbardziej doceni dość częste mruganie okiem i różne popkulturowe nawiązania (marvelowskie i nie tylko).

Skoro na album składa się dwanaście opowieści, to i wizualnie musi być mocno różnorodnie, prawda? I tak jest w istocie – kolejne składowe są i realistycznie, i mocno cartoonowe, nawet fani japońskich klimatów mają na czym zawiesić wzrok. Każdy znajdzie coś dla siebie, a przy okazji nie mamy do czynienia z ucieleśnieniem słów, że jak coś jest dla każdego, to jest de facto dla nikogo. Co to, to nie – graficznie „Deadpool” stoi na wysokim poziomie, a artyści wykonali dobrą robotę. Miłym dodatkiem jest też zamieszczona na końcu tomu galeria okładek. Po lekturze lubię na nie popatrzeć, cieszy mnie więc, że w tym wydaniu znalazło się dla nich miejsce.

„Deadpool” w trzech kolorach prezentuje się nieco lepiej niż poprzedni album z tej serii, czyli „Carnage”. W kolejnych opowiadaniach czuć duży luz, widać też, że twórcy doskonale bawili się podczas pracy, a Wade Wilson jest dokładnie taki, jaki powinien być, czyli zawadiacki, wyszczekany i skuteczny w walce, co dało prawdziwie spektakularne efekty. Ciekawy jestem, jaka postać jest następna w kolejce do zaprezentowania jej przygód w wersji czarno-biało-krwistej. Nie obraziłbym się, gdyby był to Punisher – mogłaby wyjść z tego prawdziwa jatka. Tymczasem jednak cieszmy się „Deadpoolem”, bo jest czym.

Tytuł: Deadpool. Czerń, biel i krew
Scenariusz: różni autorzy
Rysunki: różni artyści
Kolory: różni artyści
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Deadpool: Black, White & Blood
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: maj 2022
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-76-6

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 10. 06. 2022).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz