X-Meni nieustannie mierzą się z zagrożeniami o dużym zasięgu i znaczeniu. Nienawiść ze strony zwykłych ludzi to dla nich chleb powszedni, poza tym wiele niebezpieczeństw, którym stawiają czoła ma wymiar globalny, a czasami wręcz kosmiczny. Bardzo mało opowieści z udziałem mutantów z Domu Pomysłów ma kameralny charakter. Nowa seria Egmontu, „Punkty zwrotne”, jak sama nazwa zresztą wskazuje, również skupia się na momentach przełomowych w ich historii, a to już na wstępie sugeruje duży rozmach fabularny prezentowanych w ramach tej linii wydawniczej opowieści.
Na Ziemi nie rodzą się już nowi mutanci, a homo superior stają na krawędzi zagłady. Sytuacja wydaje się być bez wyjścia, przynajmniej do czasu, kiedy okazuje się, że na świat przyszło dziecko obdarzone genem x. Niektórzy chcą je ochronić, inni wykorzystać do własnych celów. Rozpoczyna się wyścig o to, kto pierwszy dotrze do niemowlaka. Mutanci po raz kolejny muszą wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, by dać swojemu światu szansę na przetrwanie.
Częstym problemem komiksów z X-Menami w roli głównej jest kłopot z odpowiednim nakreśleniem relacji między bohaterami. Dzieje się tak przede wszystkim z tego względu, że mamy do czynienia z drużynówką, a autor musi poświęcić uwagę wielu członkom poszczególnych grup. Potrzeba uzdolnionego scenarzysty, by z mnogości charakterów wydobyć kilka najbardziej interesujących i skupić się na nich. Ed Brubaker z pewnością jest twórcą, który potrafi wiarygodnie pisać o ludzkich rozterkach, jednak tę umiejętność wykorzystuje w większym stopniu w bardziej autorskich projektach. Nie wiem, może X-Meni nieco go przytłaczają? Owszem, na kartach „Kompleksu mesjasza” jest kilka wątków, które mają spory potencjał (choćby tarcia na linii Scott-Profesor X), ale żaden z nich nie wybrzmiewa z odpowiednią siłą i nie wychodzi na pierwszy plan, pałętając się zazwyczaj gdzieś w tle i znikając w mrokach zapomnienia po ledwie kilku stronach.
Ponownie mamy do czynienia z fabułą o potencjalnie wielkim znaczeniu dla świata przedstawionego. Nie ukrywam, odrobinę męczą mnie już koncepty tego typu, bo cała atrakcyjność zasadza się tu właśnie na tej epickości. Sprawa wygląda podobnie jak z wciąż wydawaną w Polsce „Erą Apocalypse’a” – komiks ma momenty, ale całościowo jest bardzo patetyczny i nie każdemu ten podniosły ton będzie odpowiadał. Co więcej, w toku opowieści nie za bardzo czuć dramaturgię. Brubaker uśmierca nawet kilku istotnych bohaterów, a po nas spływa to jak woda po kaczce. Bo owszem, wydarzenia są istotne, ale opisano je w nieangażujący sposób. To po prostu nie jest Brubaker w najwyższej formie twórczej (dla jasności, Brubakera przywołuję jako największe nazwisko w scenopisarskiej obsadzie albumu, poza nim „Kompleks mesjasza” pisało jeszcze kilku innych autorów).
Na pierwszym planie w „Kompleksie mesjasza” stoi walka. Sęk w tym, że przesłania ona właściwie wszystkie inne elementy. Brak tu nawet charakterystycznych dla serii motywów tolerancji i akceptacji odmienności. Nie wydaje mi się, by był to szczególnie udany wybór, a to z tego względu, że manewr odziera X-Menów z ich tożsamości, redukując kolejne postaci do randomowych wypełniaczy trykotów. Sytuacji nie polepsza nieskomplikowana fabuła, która choć może nieść duże konsekwencje dla świata przedstawionego, sprowadza się na dobrą sprawę do gonienia bohaterów z jednego miejsca do drugiego. Prostota nie jest, rzecz jasna, niczym złym, ale tutaj nie niesie ze sobą wystarczająco dobrej rozrywki, by ją należycie docenić.
Warstwa wizualna „Kompleksu mesjasza” nie została niestety ujednolicona. Powód jest prosty – ta historia toczyła się na łamach kilku x-serii, stąd też różnice w stylistyce kolejnych rozdziałów. Czasami jest mroczniej, innymi razem bardziej kolorowo, ogólnie nie ma jednak efektu „wow”. Dość często w kadry wkrada się ponadto wizualny chaos, zwłaszcza w scenach grupowych, które bywają przeładowane szczegółami. Najlepiej prezentują się chyba okładki poszczególnych zeszytów, także te alternatywne, które w tym wydaniu zostały zamieszczone w dodatkach wieńczących album.
Dość mocno pomarudziłem na „Kompleks mesjasza”, nie znaczy to jednak, że jest to komiks słaby. Czyta się go całkiem płynnie, ponadto w historii X-Menowych serii sporo było tytułów o wiele gorszych niż ten, mimo wszystko jednak uważam, że od scenarzysty z taką renomą jak Ed Brubaker możemy oczekiwać dużo więcej aniżeli bardzo prostej opowieści, której główną siłą jest intensywna naparzanka. Chyba jednak nie tędy droga, choć w sumie jestem dość ciekawy, jak w tym kontekście wypadnie drugi, planowany na 2022 rok tom „Punktów zwrotnych”. Czy doczekamy się jakościowego skoku? Czas pokaże.
Tytuł: Kompleks mesjasza
Seria: X-Men. Punkty zwrotne
Tom: 1
Scenariusz: Ed Brubaker, Mike Carey i inni
Rysunki: Chris Bachalo i inni
Tłumaczenie: Nika Sztorc
Tytuł oryginału: X-Men: Messiah Complex
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: grudzień 2021
Liczba stron: 344
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-5204-5
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 30. 12. 2021).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz