wtorek, 9 marca 2021

Batman. Sekta - Recenzja

 
Powiem szczerze – od jakiegoś już czasu współczesny komiks superbohaterski jakoś średnio mi leży. Jeszcze kilka lat temu dość mocno ekscytowałem się planami wydawniczymi zakładającymi publikację nowych tytułów z Batmanem i innymi herosami w rolach głównych (choć to na Gacka cieszyłem się zawsze najbardziej), dzisiaj jest jednak zgoła inaczej. Niekoniecznie chodzi tu nawet o uczucie przesytu, po prostu nowoczesna superbohaterszczyzna zatraciła gdzieś swojego ducha. Sam Batman polega głównie na technologii, coraz rzadziej pokazując detektywistyczne oblicze, przestał też być zgorzkniałym samotnikiem – na co dzień otacza go cała chmara wszelakiej maści pomocników (często nastoletnich), skutecznie niwelujących ponury nastrój. Czyli co – kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów? Żarty żartami, ale w pewnym stopniu tak właśnie jest. W takich momentach na ratunek zniechęconemu fanowi przychodzi klasyka, w tym konkretnym przypadku klasyka z trzema dychami na karku.

W Gotham pojawia się tajemniczy i charyzmatyczny kaznodzieja. Diakon Blackfire zbiera pod swoim sztandarem armię bezdomnych. Karmi ich opowieściami o chwale, obiecuje, że niebawem będą rządzić całym miastem. Co więcej, udaje mu się złamać Batmana, wydaje się więc, że nic nie stoi już na przeszkodzie, by wyjść na powierzchnię i rozpocząć nieznoszące sprzeciwu rządy terroru. Nietoperz nie powiedział jednak jeszcze ostatniego słowa...

Można bagatelizować problem, śmiać się z panującej w dzisiejszych czasach politycznej poprawności i uważać, że przesadą jest opinia, jakoby możliwości artystów były obecnie bardziej ograniczone niż jeszcze kilka lat temu. Można, ale będzie to zaklinanie rzeczywistości, ponieważ przypadki prób cenzurowania kolejnych dzieł popkultury (np. słynny kadr z pupą w „Batman. Przeklęty” czy jakoby seksistowska okładka jednego z zeszytów „Batwoman”) oraz wpływania na decyzje kadrowe wydawców i studiów filmowych w oparciu o rzekome i coraz bardziej dyskusyjne kontrowersje (choćby najnowsza sprawa Giny Carano i jej zwolnienia z „Mandalorianina” za prywatne tweety) są po prostu faktem i uzupełniają smutny obraz rzeczywistości, w której twórcy powoli przestają cieszyć się swobodą w prezentacji artystycznej wizji, bo jeden fałszywy krok może sprawić, że będą musieli przepraszać rzesze ludzi oburzonych jakąś kwestią, nad którą dawniej w ogóle by się nie pochylono. W takich okolicznościach przyrody tym milej jest trafić na komiks, którego autor, też oburzony na próby cenzury, nie tylko pisze o tym otwarcie we wstępniaku, ale też odpowiednio nawiązuje do tej sytuacji w toku fabuły i uwaga – może to skomentować dokładnie tak, jak sprawa na to zasługuje, czyli mocno i dosadnie.

Autor na tapetę wziął tematykę, która wówczas była dość kontrowersyjna – chodzi mianowicie o destrukcyjny wpływ religii (a właściwie jej zwichrowanej interpretacji) na psychikę człowieka i pokazanie tego, jak za pomocą na pozór szczytnej idei można manipulować innymi ludźmi i ich niszczyć, a wszystko to robić pod płaszczykiem zatroskania o dobro wspólne. Jim Starlin w interesujący i przekonujący sposób podnosi tu kwestię zwalczania ognia ogniem, zadając przy okazji pytania o moralne uzasadnienie takich działań i społeczną akceptację dla podobnych praktyk. Wnioski są ciekawe, widzimy bowiem zwykłego człowieka jako kogoś gotowego na akceptację wątpliwych moralnie działań w imię spokojnego życia. Czy taka postawa jest godna potępienia, czy wręcz przeciwnie – zasługuje na szacunek? Na to pytanie każdy czytelnik będzie musiał odpowiedzieć sobie sam, jednak fakt podjęcia przez autora tego problemu świadczy o tym, że opowieść o Nietoperzu nie jest dla niego jedynie okazją do dania odbiorcy sympatycznej rozrywki, ale stanowi możliwość dostarczenia mu materiału do samodzielnych przemyśleń na tematy okołosocjologiczne. To godne pochwały, a w dzisiejszym komiksie trykociarskim wręcz niespotykane.

Bardzo mocnym punktem „Sekty” jest przekonująca kreacja protagonistów i antagonistów. Czego spodziewamy się po komiksie z Batmanem w roli głównej? Przede wszystkim tego, że bohater w przekonujący i mocny sposób rozprawi się ze złem, użyje swojej siły i umysłu, by poradzić sobie z przeciwnościami losu. Tymczasem postać, którą widzimy, została złamana. Złapany w pułapkę Nietoperz, poddany praniu mózgu i nafaszerowany narkotykami, słania się na nogach i jest skłonny współpracować ze swoimi prześladowcami. Starlin pokazał tu, że nie można zapominać o tym, że Batman jest człowiekiem. To nie jest niezniszczalny heros – w momencie gdy podlega presji przekraczającej możliwości każdego, nie ma możliwości, żeby pozostał dawnym sobą. Autor bardzo wyraźnie i dosadnie ostrzega tu czytelnika przed religijnym fundamentalizmem, ale też przed narkotykami. Wyniszczające działanie obu tych czynników może być bowiem odwrócone w przypadku tak silnej postaci jak Batman, jednak zwykły człowiek w konfrontacji z tymi destrukcyjnymi siłami  zazwyczaj jest bezradny.

Interesujący jest też antagonista Zamaskowanego Krzyżowca. Diakon Blackfire uosabia wszystko to, co złe w zinstytucjonalizowanej religii. Jest dwulicowy i przebiegły, a los bliźnich, o których rzekomo walczy, w istocie niewiele go obchodzi. Choć na pierwszy rzut oka jego intencje są czyste, to tuż pod powierzchnią piętrzą się ukryte, złowieszcze motywacje. Liczy się dla niego tylko jedno – zdobycie władzy. Wszystko osiągnięte jest przy ledwie minimalnej ilości elementu nadprzyrodzonego – jest on tylko dodatkiem do charakterystyki złoczyńcy, jego głównymi atutami są za to charyzma i inteligencja. To sprawia, że Batman otrzymuje godnego siebie przeciwnika, a jego pokonanie będzie go kosztowało nadspodziewanie wiele krwi i wysiłku.

Bardzo dobre wrażenie sprawia też warstwa graficzna albumu. Bernie Wrightson przekonująco ukazuje targające Batmanem emocje, które zwykle nie są jego udziałem. Mowa tu o strachu i dezorientacji, spotęgowanych w dodatku działaniem narkotyku, co jest w toku fabuły dobrze zilustrowane. Niektóre kadry są bardzo psychodeliczne, inne z kolei mocno ocierają się o horror. To sprawia, że na warstwę graficzną zwyczajnie dobrze się patrzy, nawet mimo tego, że styl artysty jest charakterystyczny dla superbohaterskiego komiksu przełomu dziewiątej i dziesiątej dekady XX wieku, czyli innymi słowy jak na dzisiejsze standardy lekko trąci myszką.

„Sekta” nie jest może komiksem tak udanym, jak „Powrót mrocznego Rycerza”, do którego w kilku momentach wyraźnie nawiązuje, ale i tak, zwłaszcza na tle wielu tytułów reprezentujących dzisiejszą superbohaterszczyznę, prezentuje się naprawdę dobrze i dojrzale. Na niemal każdej stronie widać, że Jim Starlin nie chciał zadowolić się stereotypową opowiastką, ale zaoferował czytelnikowi coś więcej. Efekty jego poczynań okazały się satysfakcjonujące i nietuzinkowe, dając nam w efekcie jeden z najlepszych komiksów z Batmanem wydanych ostatnimi laty w Polsce. Więcej takich tytułów w ofercie, Egmoncie!

Tytuł: Batman. Sekta
Scenariusz: Jim Starlin
Rysunki: Bernie Wrightson
Kolory: Bill Wray
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman: The Cult
Wydawnictwo: Egmont Polska
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: styczeń 2021
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5935-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 22. 02. 2021)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz