środa, 19 sierpnia 2020

Stumptown. Tom 1 - Recenzja

Rejony wydawnicze, które ostatnimi czasy eksploruje Mucha Comics, są naprawdę godne uwagi – kolejne premiery bardzo często przynoszą sporo zaskoczeń i chyba jeszcze nie zdarzyło się, by były to zaskoczenia negatywne. Proponowane przez wydawnictwo tytuły to komiksy nieoczywiste i wydawałoby się, mało komercyjne, dlatego tym bardziej cieszy, że mamy okazję poznać je w przekładzie na język polski. Jednym z takich albumów jest „Stumptown”, w którym autorzy proponują dość kameralny, ale i angażujący kryminał.

Detektyw Dexedrine Parios prowadzi prywatne biuro. Rozwiązywanie zagadek kryminalnych idzie jej naprawdę dobrze, jednak sprawy mają się zdecydowanie gorzej, jeśli idzie o jej skłonności hazardowe. Dex nie gra najlepiej, co przekłada się na stale rosnący dług w kasynie prowadzonym przez Skonfederowane Plemiona Zachodniego Wybrzeża. Okazja, by go zniwelować, pojawia się, kiedy właścicielka kasyna zwraca się do detektyw z propozycją. Jej długi zostaną anulowane, jeśli odnajdzie zaginioną wnuczkę kobiety.

Chyba każdy fan powieści graficznych wie, jak dużą wagę Greg Rucka przywiązuje do dobrej, wiarygodnej kreacji protagonistów. Tak było chociażby w „Gotham Central” i „Wonder Woman”, gdzie właśnie bohaterowie stanowili siłę napędową opowieści. Podobne podejście autor stosuje także w „Stumptown”. Główną bohaterką tej serii jest prywatna detektyw, która poza rozwiązywaniem spraw kryminalnych musi uporządkować własne życie. Brzmi jak opis przygód Jessiki Jones, i trzeba powiedzieć, że nie jest to wcale jakiś zły trop – wydaje się, że Rucka w delikatny sposób faktycznie inspiruje się dziełem Bendisa, zachowując przy tym jednak własny styl. Różnica jest taka, że tym razem nie mamy żadnych elementów nadprzyrodzonych – cała historia jest bardzo przyziemna, a nad bohaterką nieustannie wisi jakieś zagrożenie, którego nie da się w magiczny sposób uniknąć, co jest doskonale wyczuwalne na kolejnych kartach.

Rucka nie byłby sobą, gdyby w toku fabuły nie nawiązał w pewien sposób do mniejszości seksualnych – nie wiem, być może taki stan rzeczy będzie w oczach niektórych czytelników pewną kontrowersją (w każdym razie ja z ciekawością przeczytam inne recenzje i opinie na temat tego tytułu, żeby przekonać się, czy jestem dobrym prorokiem), w mojej opinii te motywy są jednak na tyle subtelne, by raczej nikomu nie przeszkadzać, tym bardziej, że w fabule są na dobrą sprawę ledwie dodatkiem.

Wracając jednak do meritum – komiks Rucki po prostu angażuje. W tego typu opowieściach niezwykle istotne jest wiarygodne zaprezentowanie zagadki kryminalnej, dobre zarysowanie niuansów i powolne odsłanianie sieci powiązań między bohaterami, prowadzące w efekcie do rozplątania fabularnych węzłów. Ta sztuka udaje się scenarzyście w wystarczającym stopniu, by lektura była satysfakcjonująca, bo jakkolwiek nie możemy mówić o objawieniu (było, nie było, ale fabuła powstała jednak z motywów dość mocno ogranych), to całościowo poprowadzona jest naprawdę fachowo i potrafi trzymać w napięciu, a o to właśnie w opowieściach detektywistyczno-kryminalnych chodzi.

Bardzo spodobały mi się prace Matthew Southwortha ilustrujące tę opowieść. Operuje on zazwyczaj w dość ciemnych barwach, a jego styl przypomina rysunki takich artystów jak Michael Gaydos czy Sean Phillips. Czyli jest przyziemnie i brudno, a to idealnie pasuje do konwencji kryminalnej. Zaskoczyła mnie nieco forma wydania tego albumu. Mucha Comics zdecydowała się tym razem na standardowy format (to lekko dziwi, zważywszy, że nowe serie wydają ostatnimi czasy raczej w formie nieco powiększonej) oraz papier offsetowy (za to chwała – uwielbiam tę fakturę, jakże inną i bardziej przyjemną w dotyku niż zwyczajowa kreda). Na końcu albumu znajdziemy także kilka interesujących dodatków, które tym razem są bardziej atrakcyjne niż zazwyczaj.

Zawsze miło widzieć kolejny komiks Grega Rucki wydany po polsku – omawiany album był ponadto swego czasu nominowany do nagrody Eisnera jako najlepsza seria limitowana, co tylko potwierdza jego klasę. Przygody pani detektyw z Portland potrafią zainteresować, czarują charakterystyczną przyziemnością i są po prostu wiarygodne. To wszystko sprawia, że „Stumptown” można ocenić pozytywnie i oczekiwać na wydanie kolejnych tomów, bo fakt, że mamy do czynienia ze wspomnianą wyżej „limitowaną serią”, nie świadczy wcale, że twórcy nie zdecydowali się na dopisanie kontynuacji – zbiorczych tomów będziemy tu mieli aż cztery. I jeśli tylko utrzymają one poziom omawianego tutaj, będę naprawdę zadowolony.

Seria: Stumptown
Tom: 1
Scenariusz: Greg Rucka
Rysunki: Matthew Southworth
Kolory: Lee Loughridge, Rico Renzi
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Tytuł oryginału: Stumptown Vol. 1
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Oni Press
Data wydania: lipiec 2020
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 168 x 257
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-09-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 05. 08. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz