sobota, 4 kwietnia 2020

Stranger Things. Szóstka - Recenzja

Pierwsza komiksowa próba w świecie „Stranger Things” była, delikatnie mówiąc, mało udana. „Po drugiej stronie” nie miało właściwie żadnej zalety, a całość czytało się wyjątkowo ciężko. I choć danej franczyzie zawsze warto dać szansę na odkupienie, to tym razem trudno było o optymizm – scenarzystką miała być ta sama kobieta, która wcześniej zawaliła praktycznie na całej linii i dostarczyła nam opowieść nieangażującą oraz amatorsko rozpisaną. W takich momentach, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że będzie źle, jakże miło jest pozytywnie się zaskoczyć. A taka właśnie sytuacja ma miejsce przy okazji „Szóstki”.

W laboratorium Hawkins badane są dzieci i nastolatkowie wykazujący nadnaturalne zdolności. Spektrum zainteresowań placówki jest szerokie – od telekinezy, przez narzucanie własnej woli, po przewidywanie przyszłości. Tę ostatnią cechę objawia Francine, nastolatka, która do Hawkins trafia po domowej kłótni, namówiona do tego przez swojego chłopaka. Na miejscu nastolatka będzie musiała odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która okazuje się wcale nie być tak kolorowa, jak wydawało się na pierwszy rzut oka.

Scenarzystka na warsztat wzięła tym razem wydarzenia oderwane od głównej linii fabularnej serialu, nie uświadczymy tu zatem prawie nikogo z ekranowych bohaterów. Prawie, bo jednak jest na kartach komiksu ktoś, kogo dobrze znamy. To doktor Brenner, najważniejsza osoba w rządowym laboratorium Hawkins. To właśnie w tej placówce umiejscowiona jest akcja „Szóstki”. Poprzez oderwanie od znanej już historii autorce udało się uniknąć wrażenia odtwórczości, tak wyczuwalnego przy jej poprzednim kontakcie ze „Stranger Things”. Okazuje się, że Jody Houser potrafi wyciągać wnioski z błędów, co widać także na innych płaszczyznach.

Wspomniany wyżej Brenner to jedna z najbardziej niejednoznacznych i interesujących postaci w uniwersum – z jednej strony jest swego rodzaju ojcem dla badanych w laboratorium osób (zwłaszcza tych młodszych wiekiem), ale od czasu do czasu okazuje się być człowiekiem bardzo bezwzględnym. Przez swoje nastawienie na rezultaty nie dopuszcza do żadnych sentymentów względem pacjentów, co pozwala ostatecznie przejrzeć fasadę jego gładkiej powierzchowności. To że autorka przeniosła akcję do kierowanej przez niego placówki jest bardzo dobrym wyborem także dlatego, że można było w ramach tej wolty zaprezentować dużo więcej i nie trzymać się aż tak ściśle wydarzeń z serialu. Dało to „Szóstce” dużo świeżości.

Nowi bohaterowie to nowe historie. Houser spisała się w tym elemencie na tyle dobrze, na ile pozwalało jej rozpisanie opowieści na cztery zeszyty. Nie jest to szczególnie dużo (zważywszy na to, że często w jednym story-arcu otrzymujemy albumy składające się z sześciu, ośmiu, lub nawet dwunastu krótszych części), ale pozwoliło zamknąć całość w dość sensownym opakowaniu. Wolałbym co prawda, żeby autorka miała te dwa, trzy odcinki więcej, ale i tak jest nieźle. Na uwagę zasługuje zwłaszcza kreacja głównej bohaterki. Houser udało się nakreślić ją w ten sposób, że naturalnie kibicujemy jej poczynaniom. Przeszłość Francine naznaczona jest dużą presją ze strony ojca, który chce wykorzystać jej nadnaturalne talenty jako stałe źródło utrzymania. Ten brak uczucia w rodzinie motywuje protagonistkę do zmian w życiu, co ostatecznie skutkuje jej wylądowaniem w Hawkins, gdzie zaczyna się dramat innego rodzaju.

Nie zmieniła się scenarzystka, za to zmiana nastąpiła na stanowisku grafika. Za ołówek (a najpewniej za tablet) chwycił Edgar Salazar, meksykański artysta znany chociażby z rysunków do „Deathstroke” z „Nowego DC Comics”. Do „Stranger Things” dostarczył prace wyraziste i miłe dla oka. Choć nie można ich określić mianem wirtuozerskich, to stoją na przyzwoitym poziomie. Zazwyczaj dosyć proste, ale także realistyczne, stanowią mocny punkt „Szóstki”. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to momentami zbyt puste tła, co sprawia wrażenie niedokończenia. W kontekście zadowalającej całości jest to jednak mankament mało znaczący.

Druga odsłona komiksowego „Stranger Things” stoi na znacznie wyższym poziomie niż poprzednia. Widać to gołym okiem w konstrukcji komiksu, prezentacji bohaterów i stopniu dramaturgii. Tym razem wszystkie elementy są zwyczajnie lepsze. Bardzo cieszy fakt, że Jody Houser potrafiła wyjść na twórczą prostą i po zaserwowaniu nam fabuły prostej, przewidywalnej i nieangażującej przygotować taką, która stanowi niemal dokładne zaprzeczenie tych negatywnych cech. Dzięki „Szóstce” odzyskałem entuzjazm do komiksowej odsłony „Stranger Things”. Wróciła do mnie wiara, że to może być nie tylko odcinanie kuponów, ale coś bardziej interesującego.

Tytuł: Stranger Things. Szóstka
Seria: Stranger Things
Tom : 2
Scenariusz: Jody Houser
Rysunki: Edgar Salazar
Kolory: Marissa Louise
Tłumaczenie: Donata Olejnik
Tytuł oryginału: Stranger Things. Six
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydawca oryginału: Dark Horse Books
Data wydania: grudzień 2019
Liczba stron: 96
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-271-5979-3

(Recenzja powstała we współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 24. 01. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz