sobota, 26 października 2019

Batman (Odrodzenie). Tom 5: Zaręczeni - Recenzja

Kadencja Toma Kinga na stanowisku scenarzysty „Batmana” nie była do tej pory szczególnie udana. Na cztery zbiorcze tomy ledwie jeden okazał się naprawdę dobry, pozostałe trzy balansowały gdzieś na granicy przeciętności i słabizny. Taki stan rzeczy był, muszę przyznać, dość zaskakujący, wszak King pisać potrafi, co udowodnił chociażby w nie tak dawno wydanym u nas w ramach linii Marvel Now 2.0 komiksie „Vision”. Ale wracając do „Batmana” – mimo początkowej mizerii w poprzedniej odsłonie przygód Nietoperza zauważyłem wyraźne symptomy zwyżki formy, można było więc powoli zapomnieć o słabej trylogii „Jestem…” i mieć nadzieję, że dobra passa zostanie utrzymana także w „Zaręczonych”.

Pierwszy, trzyzeszytowy i tytułowy story-arc opowiada o wyprawie Batmana i Catwoman do dalekiego Kadymu. Tam bohaterowie chcą uwolnić przyjaciółkę Seliny, Holly, co może pomóc w oczyszczeniu dobrego imienia panny (jeszcze) Kyle. Sęk w tym, że na drodze stoi armia zabójców szkolonych przez najlepszą z nich, Talię Al-Ghul. W kolejnej składowej poznamy nieco więcej szczegółów na temat relacji między Batmanem a Supermanem, później będziemy świadkami pełnego napięcia spotkania Nietoperza i Kotki, a na koniec zobaczymy jedną z wersji ich wspólnej przyszłości.

Batman nader często uczestniczy w wydarzeniach mających ogromny wpływ na świat przedstawiony. Rozbuchane fabuły, wielkie zagrożenia, globalne spiski – tego w życiu bohatera nie brakuje. Czasami jednak przychodzi czas, by pokazać jego bardziej kameralne oblicze. Takie widzimy w „Zaręczonych”. Bo choć nie brakuje tu momentów, w których Gacek musi się wykazać, to w każdej z zamieszczonych tu opowieści chodzi o coś bardziej przyziemnego niż zazwyczaj. W mojej opinii jest to naprawdę odświeżający manewr, przydatny zwłaszcza w kontekście tego, że tych bat-sensacyjniaków mieliśmy ostatnimi czasy aż za dużo.

Piąty tom „Batmana” skupia się przede wszystkim na relacji Batmana i Catwoman, a scenarzysta przygotowuje grunt pod wielkie wydarzenie, jakim bez wątpienia będzie ślub tej pary. Tom King udowadnia, że ma rękę do opisywania relacji międzyludzkich. Kiedy zapomni o bezrefleksyjnej rozwałce, okazuje się, że potrafi w ciekawy sposób kreślić zależności między bohaterami, wplatając w nie rozładowującą napięcie szczyptę humoru, nie stroniąc też od odrobiny poważniejszej refleksji. Jestem pozytywnie zaskoczony tą subtelnością, bo mając w pamięci trzy tomy otwierające serię, można było pomyśleć, że King nie umie w emocje. A tymczasem jest zgoła inaczej. Lepiej.

Sedno tej opowieści to nie stojące na pierwszym planie efektowne walki z asasynami Talii Al-Ghul, ale sceny z członkami bat-rodziny, które pokazują reakcję Damiana, Richarda i reszty na niespodziewane wieści. Kingowi udało się w nich zaprezentować prawdziwe uczucie – widać, że towarzysze Batmana, choć często tego nie okazują, dbają o swojego mentora, przejmują się jego losem i chcą dla niego jak najlepiej. King wydobywa też na światło dzienne skrywaną zazwyczaj emocjonalność Damiana. Obecny Robin zazwyczaj jest małym bucem, obrażającym wszystkich dookoła, dlatego pokazanie jego ludzkiego oblicza pozytywnie wypływa na odbiór tej postaci.

Bardzo przyjemnie prezentują się też dodatki do głównej historii (choć gdy zajmują połowę objętości albumu, to słowo „dodatki” brzmi trochę dziwnie) pokazujące związek Selina-Bruce (także z nietypowej strony) i kolejną próbę pogłębienia relacji Superman-Batman. Autorowi obie te rzeczy wychodzą bardzo dobrze. Łatwo tu było popaść w tani sentymentalizm i choć wzruszeń i uśmiechu rzeczywiście nie brakuje, to te trzy historie dają czytelnikowi dużo radości, głównie dlatego, że są takie zwyczajne, dzięki czemu uczłowieczają postać Mrocznego Rycerza.

Bardzo miła dla oka jest warstwa graficzna „Zaręczonych”. I, co warte odnotowania, tyczy się to wszystkich artystów pracujących przy tym tomie. Joelle Jones odwala kawał dobrej roboty przy trzyzeszytowej opowieści, od której całość wzięła tytuł. Artystka operuje grubą kreską – wyraźne kontury postaci wypadają naprawdę przekonująco. Dodać do tego można dynamikę i ładne rysowanie twarzy kobiet i wychodzi na zdecydowany plus. Nie gorzej prezentuje się reszta stawki. Mnie do gustu przypadły szczególnie ilustracje Claya Manna. Amerykanin tworzy nieco w stylu Mikela Janina – pozorna delikatność kolejnych kadrów i postaci przeradza się w mgnieniu oka w konkret. Z kolei Lee Weeks prezentuje bardziej mroczne, nocne oblicze Batmana, co świetnie pasuje do kryminalno-obyczajowego charakteru rysowanej przez niego opowieści.

Dzięki „Zaręczonym” można śmiało powiedzieć, że „Batman” zdecydowanie wraca na właściwe tory. Przysłużyło się temu przede wszystkim odejście od wybuchowej sensacji, jaka charakteryzowała pierwsze trzy tomy i położenie większego nacisku na bohaterów – ich psychikę i relacje między nimi. Owe międzyludzkie powiązania są przy okazji dość wiarygodne i niewymuszone, co widać zwłaszcza w lekkich i naturalnych dialogach. Jestem bardzo zadowolony z lektury, czego, będąc szczerym, nie spodziewałem się po mainstreamowym komiksie superhero. Mam nadzieję, że Tom King utrzyma tę formę także w następnych albumach.

Tytuł: Zaręczeni
Seria: Batman
Tom: 5
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Joelle Jones, Clay Mann i inni
Kolory: Jordie Bellaire i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman Vol. 5: The Rules Of Engagement
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4145-2

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz