poniedziałek, 3 września 2018

Superman (Odrodzenie). Odrodzony - Recenzja

Oba ukazujące się obecnie w Polsce cykle z Supermanem w roli głównej starają się uporządkować bałagan, który pojawił się w życiu głównego bohatera wraz z początkiem „Odrodzenia”. Nie dosyć, że przez pewien czas na świecie funkcjonowało dwóch prawdziwych Supermanów, to w dodatku kilka innych osób aspirowało do noszenia charakterystycznego „S” na piersi. A jakby sytuacja była za mało skomplikowana, na arenie wydarzeń pojawił się Clark Kent, który nie był ani Supermanem z Ziemi powstałej w ramach „Nowego DC Comics”, ani tym sprzed Flashpointu. Wraz z biegiem obu serii ta zagadka pozostawała otwarta i w końcu nadszedł czas, by rozwiązać tę, frapującą wielu czytelników, kwestię.

Życie Supermana układa się dobrze – ma kochającą żonę i syna, który uważa go za wzór do naśladowania, a pozostali herosi tego świata w końcu go zaakceptowali. Na tym idealnym obrazku istnieje jednak pewna rysa. To Clark Kent, którym w cywilu jest wszak sam Człowiek ze Stali. Kim więc jest ta druga, tajemnicza wersja? Nic nie wskazuje na to, by miała nieczyste intencje, bo wszystkie testy, którym była dotąd poddana, wypadły pomyślnie, nie wykrywając żadnego nadużycia. Ale gdy pewnego dnia rzeczywistość wokół Supermana zaczyna się rozpadać, a Jon wydaje się znikać z tego świata, okazuje się, że drugi Clark wcale nie jest tak niewinny, jak mogło się wydawać. Żeby go pokonać, bohaterowie będą musieli odkryć jego prawdziwą tożsamość.

Ta, zawarta oryginalnie w obu głównych seriach poświęconych Supermanowi, historia, charakteryzuje się mocno akcyjnym wydźwiękiem. Pod tym względem bardziej czuć tu ducha jurgensowego „Action Comics”, co mnie akurat bardzo cieszy, bo to ten tytuł stoi na tę chwilę wyżej niż „Superman”. Wydarzenia toczą się w bardzo szybkim tempie, co nie pozwala na moment nudy. Każdy kolejny zeszyt wypełniony jest akcją, a co najważniejsze – ten przygodowy klimat sprawia wrażenie naprawdę niewymuszonego i luźnego – wyraźnie widać, że scenarzyści mieli dużo radości, pisząc tę opowieść.

„Superman Odrodzony” przynosi dokładnie taką wersję naszego herosa, jaką zna i lubi większość czytelników – to postać nie tylko szlachetna i odważna, ale też dbająca przede wszystkim o rodzinę. Zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Tym razem autorzy stawiają jednak bohatera przed prawdziwym wyzwaniem, bo co, jeśli Superman zapomni, że tę rodzinę posiada? Ten zabieg Jurgensa, Tomasiego i Gleasona daje Człowiekowi ze Stali jeszcze większe pole do popisu, pozwala mu bowiem pokazać prawdziwą determinację w jego dążeniu do odkrycia prawdy. Kal-El czuje, że coś jest bardzo nie tak i nie spocznie, dopóki wszystkie elementy układanki nie trafią na właściwe miejsce, a jego bliscy nie będą bezpieczni. Scenarzyści dobrze wykorzystują tu także postać Jona, który również wykazuje się prawdziwą wytrwałością i z całych sił walczy o ocalenie siebie i swoich ogarniętych amnezją rodziców. Zdarzało mi się już narzekać, że młody Smith (vel Kent) zbyt często znajduje się w centrum kolejnych tomów „Supermana”, a to wszak jego ojciec powinien być najważniejszy w tej serii. Na szczęście w „Supermanie Odrodzonym” twórcy znali właściwe proporcje – Jon owszem, jest ważny, ale jego perypetie nie przesłaniają innych wątków tej historii.

Zagadka tożsamości Clarka Kenta przewija się w „Supermanie” i „Action Comics” od samego początku „Odrodzenia” i mocno frapuje fanów. Twórcy trochę napompowali ten balonik, co sprawiało, że zaproponowane przez nich wyjście bardzo łatwo mogło rozczarować. Czy tak się stało? Cóż, odpowiedź nie jest jednoznaczna. Rozwiązanie całego zagadnienia okazało się bowiem z jednej strony naprawdę proste, z drugiej jednak zaskakująco pomysłowe. Nie chcę wdawać się zbytnio w szczegóły, bo to zakończyłoby się niechybnie spoilerem, powiem tylko, że w sprawę zamieszany jest stary znajomy Supermana, co ostatecznie wydaje się sensowne i, jak na rozrywkowy tytuł superhero, dosyć logiczne.

Za ilustracje odpowiadają ci sami artyści, których znamy i lubimy. Swoje miejsce znajdują tu więc Patch Zircher, Steven Segovia, Doug Mahnke czy Patrick Gleason, a ich styl jest dokładnie taki, do jakiego zdążyliśmy się przyzwyczaić na łamach tak „Action Comics”, jak i „Supermana”. Mnie najbardziej do gustu ponownie przypadły prace Zirchera i Mahnkego, którym najbliżej do realizmu, gdyż po prostu bardzo efektowne i miłe dla oka. Zdecydowanie mniej podchodzi mi kreskówkowe zacięcie Gleasona, ale jestem pewny, że i on znajdzie swoich fanów, którzy docenią tę bardziej umowną stylistykę.

„Superman Odrodzony” daje całkiem satysfakcjonujące odpowiedzi na pytania, które fani Człowieka ze Stali zadawali sobie od początku „Odrodzenia”. To połączenie dwóch serii przynosi sporą dawkę satysfakcjonującej rozrywki, która choć nie aspiruje do miana ambitnej, to potrafi zapewnić odbiorcom kilka chwil naprawdę miłej zabawy. Tym razem nie jestem w stanie określić czy lepiej spisał się Jurgens, czy może Tomasi z Gleasonem (nie można też zapominać o gościnnym scenarzyście, Paulu Dinim) – ale to mało istotne, cała historia stanowi bowiem  całość i widać, że twórcy mieli na nią dobry pomysł.

Tytuł: Superman Odrodzony
Scenariusz: Dan Jurgens, Peter J. Tomasi, Patrick Gleason, Paul Dini
Rysunki: Patch Zircher, Stephen Segovia, Doug Mahnke i inni
Kolory: Arif Prianto, Ulises Arreola i inni
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Superman Reborn
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: lipiec 2018
Liczba stron: 156
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
ISBN: 978-83-281-3429-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz