środa, 31 lipca 2024

Coś zabija dzieciaki. Tom 6 - Recenzja

 

Kiedy kończyłem lekturę pierwszej części „Coś zabija dzieciaki”, byłem nieco sceptyczny względem tego, czy seria rozwinie się w jakimś interesującym kierunku. James Tynion IV dostarczył wówczas komiks przyzwoity, który, owszem, czytało się nieźle, ale który nie wychodził za bardzo poza rozpoznawalne horrorowe schematy. Z każdym kolejnym tomem robiło się jednak coraz ciekawiej, a autor konsekwentnie rozbudowywał świat przedstawiony. Na najnowszą odsłonę cyklu czekałem już ze sporym zainteresowaniem, a wszystko podbijał fakt, że „piątka” była jak dotąd najlepsza. Stąd chęć sprawdzenia, czy nadal jest tak dobrze.

Drogi Eriki Slaughter i Zakonu Świętego Jerzego rozeszły się na dobre. Łowczyni potworów sama stała się zwierzyną i musi nieustannie mieć się na baczności, bo ściga ją bezwzględna agentka Zakonu. To jednak niejedyne zagrożenie, z jakim Erica musi się mierzyć. Na wolności nadal przebywa wyjątkowo niebezpieczne monstrum, którego spektrum możliwości jest o wiele szersze niż w przypadku standardowego potwora. Pokonanie go w pojedynkę wydaje się niemożliwe, a łowczyni chce dodatkowo obronić kilkoro ludzi, którzy dali jej schronienie i ocalili ją od śmierci.

Piąty tom „Coś zabija dzieciaki” wprowadził na arenę wydarzeń nowy rodzaj potwora. Tak zwany „dwupostaciowiec” to monstrum mogące przybrać fizys dowolnej osoby, dzięki czemu jeszcze lepiej poluje na ludzi, ci nie spodziewają się bowiem zagrożenia ze strony kogoś, kogo znają. Rozbudowanie bestiariusza to jednak głównie zaleta poprzedniego tomu, w przypadku „szóstki” nie jest już tak kolorowo, a to z tego względu, że potwór praktycznie cały czas kryje się w cieniu, przez co czytelnik nie ma możliwości zobaczyć skutków jego działania. Rzecz zmieni się prawdopodobnie w kolejnej części, ale to melodia przyszłości. Tymczasem tom oznaczony szóstką wygląda tak, jakby Tynion IV rozkładał jedynie elementy przed punktem kulminacyjnym. Dla wielu czytelników będzie to z pewnością rozczarowujące, zwłaszcza jeśli spodziewali się akcji i mocnych scen.

Rezygnacja z krwawej jatki sprawiła, że autor mógł skupić się na innych elementach opowieści. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się element dramatyczny. Poznajemy rodzinę, która dała Erice Slaughter schronienie – Tynion IV opisuje relacje panujące między poszczególnymi postaciami i zagłębia się w przeszłość niektórych bohaterów (tu na scenę wkracza bardzo przydatna i dobrze poprowadzona retrospekcja), co w efekcie dało interesujące rozbudowanie tła i jeszcze bardziej uwiarygodniło postępowanie zarówno Eriki, jak i innych postaci. W moim odczuciu ten oddech był potrzebny, więzi na linii czytelnik-bohater buduje się właśnie takimi środkami, odpowiednio balansując między akcją a celnymi opisami przeżyć i motywacji protagonistów.

W szóstym tomie „Coś zabija dzieciaki” napięcie jest budowane w nieco inny sposób niż poprzednio. Wyżej pisałem, że akcja nie posuwa się do przodu zbyt szybko, to jednak w zasadzie żadna wada, bo autor ma inne, równie dobre sposoby na utrzymanie uwagi czytelnika. Wyraźnie widzimy, jak nad Eriką Slaughter zbierają się czarne chmury. Zagrożenie nadciąga z kilku stron jednocześnie, to zaś tworzy specyficzny, posępny nastrój nadchodzącej katastrofy. To prawdziwy moment ciszy przed burzą, który nie tylko nie jest nudny, ale wzmaga napięcie przed (najprawdopodobniej) wybuchowym finałem story-arcu.

Poniżej swojego zwyczajowego poziomu nie schodzi rysujący serię Werther Dell’Edera. Tym razem jednak, z uwagi na specyfikę fabuły, nie ma zbyt wielu okazji do zaprezentowania efektownej, krwawej masakry. Nadal jest przynajmniej rzetelnie a fajerwerki pojawią się zapewne w „siódemce”. Warto jeszcze rzucić okiem na umieszczone na końcu albumu okładki poszczególnych zeszytów. Tradycyjnie większość z nich przyciąga wzrok, a te rysowane przez innych artystów pokazują, jak wyglądałyby przygody Eriki w różnych graficznych stylach.


„Coś zabija dzieciaki” nieustannie się rozwija – na kartach kolejnych tomów widać jak na dłoni, że warsztat Tyniona IV ewoluuje. Dawny praktykant Scotta Snydera tworzy coraz lepsze opowieści i jest już w pełni świadomym pisarzem, który umiejętnie buduje swoją i markę. Robi to z głową, czego dowodem jest także omówiony wyżej tom. Po tym jak kilka razy dostaliśmy sporo jatki, tym razem przyszedł czas na nieco oddechu. I nie tylko nie obniżyło to poziomu cyklu, ale nadało mu nowych barw, bo okazało się, że perypetie Eriki Slaughter nadal są interesujące, nawet gdy akcja nie gna do przodu na złamanie karku. To się chwali.

Tytuł: Coś zabija dzieciaki
Tom: 6
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell’Edera
Kolory: Miquel Muerto
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Tytuł oryginału: Something is Killing The Children Vol. 6
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Boom Comics
Data wydania: marzec 2024
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-8230-690-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 23. 04. 2024)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz