czwartek, 22 lipca 2021

New X-Men. Tom 4: Planeta X - Recenzja

 

Grant Morrison słynie z nieszablonowego podejścia do tematyki superbohaterskiej. Zdarza mu się przewracać uniwersa do góry nogami, lubuje się też w pomysłach szalonych i mało pasujących do komercyjnego mainstreamu, od których czytelnicy o mniej otwartych umysłach po prostu się odbiją. I choć za jego kadencji „New X-Men” nie stał się tytułem tak pełnym fabularnych odjazdów, jak chociażby „Doom Patrol”, to i tak widać w nim było mnogość ciekawych koncepcji. Czwarty album zbiorczy kończy ten run, a taki finał, przynajmniej w teorii, powinien być spektakularny. Sprawdźmy czy tak jest w istocie i czy Szalony Szkot zamknął swoją kadencję z przytupem.

Co najbardziej cenią fani komiksu superbohaterskiego? Chyba po prostu to, co dobrze znają i lubią. Dlatego scenarzyści wciąż wymyślają kolejne powroty zza grobu – tak bohaterów, jak i złoczyńców. Grant Morrison nie oparł się temu trendowi i dał X-Menom okazję do ponownej konfrontacji z ich największym, a na pewno najbardziej rozpoznawalnym przeciwnikiem, czyli Erikiem Lehnsherrem. Mowa rzecz jasna o Magneto, dawnym towarzyszu, a przez szereg lat zaciętym wrogu Charlesa Xaviera, założyciela i mentora drużyny mutantów. X-Meni wiele razy ścierali się z mistrzem magnetyzmu, dla którego sen o potędze homo superior od zawsze był życiową misją i priorytetem. Kiedy wszyscy myśleli, że przepadł na dobre, ten powraca, silniejszy niż kiedykolwiek i jeszcze bardziej  przesiąknięty swoimi totalitarnymi pomysłami. Chce ostatecznie pokonać homo sapiens, zapewnić obdarzonym genem x władanie nad światem, a sobie przywództwo nad całą populacją mutantów. Jego umiejętności, wzmocnione potężnym narkotykiem, mogą zniszczyć świat, jaki znamy.

Morrison pozornie nie odchodzi daleko od znanego wizerunku Magneto – widzimy go jako kogoś gotowego zrobić wszystko dla idei. Nowością jest jednak decyzja, by wykrzywić i wyolbrzymić dążenia antagonisty działaniem narkotyku. Lehnsherr coraz głębiej pogrąża się w szaleństwie, dochodząc w końcu do momentu, w którym nawet jego niedawni poplecznicy nie chcą go dłużej słuchać, a tym bardziej za nim podążać. Morrison pokazuje, że nawet charyzma może ulec degradacji, wystarczy moment nieuwagi i chwilowa chęć pójścia na skróty.

Trochę miejsca scenarzysta poświęca ciekawemu motywowi poszukiwania własnej tożsamości. Widzimy Esme, dawną Kukułkę Stepford, która oczarowana, nomen omen, magnetyzmem Magneto, robi wszystko, żeby się mu przypodobać. Zafascynowana jego silną osobowością nie zauważa, że jest dla niego tylko środkiem do celu, a on sam nie darzy jej żadnym afektem. Dojście do prawdy okazuje się dla Esme wyjątkowo bolesne. Z kolei Beak, ptasi mutant, zaczyna dostrzegać prawdziwą twarz Lehnsherra, co może być doskonałym impulsem do znalezienia w sobie wystarczającej motywacji, by stać się w końcu kimś, kto mimo fizycznej kruchości jest na tyle silny, by wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za swoją rodzinę. To klasyczne wątki dla komiksu superhero, ale wyczucie i doświadczenie autora sprawiają, że żadna wtórność nie jest odczuwalna.

Tym razem za warstwę graficzną odpowiadało jedynie dwóch artystów. Phil Jimenez rysuje bardzo przejrzyście i efektownie. Potrafi dobrze oddzielić od siebie elementy występujące na kolejnych kadrach, unikając wrażenia chaosu przy bardziej dynamicznych scenach. Jedyne do czego można się przyczepić, to czasami zbyt jednolite, potraktowane po macoszemu tła. Marc Silvestri także zaprezentował przejrzysty styl. Jego prace w wielu miejscach są bardzo efektowne, by nie powiedzieć – efekciarskie. Na szczęście również udaje mu się uniknąć przeładowania ilustracji detalami, co jest godne odnotowania. Na koniec dostajemy jeszcze krótkie podsumowanie całego runu i ładnych kilka stron dodatków. Szkicowniki, projekty okładki – jeśli ktoś lubi takie rzeczy, powinien być zadowolony.

Patrząc całościowo na run Granta Morrisona w „New X-Men”, trzeba powiedzieć, że choć nie jest rewolucyjny, to czyta się go naprawdę dobrze. Każdy tom, także ten czwarty, miał lepsze i gorsze momenty, ale ostatecznie nie rozczarowywał. Przyznaję, nieco zabrakło mi tych słynnych Morrisonowych odjazdów, ale nie można mieć, jak widać, wszystkiego. Tym razem musimy zadowolić się solidnością bez większych ekstrawagancji, co w ostatecznym rozrachunku jest jednak godne uznania.

Seria: New X-Men
Tom: 4
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Phil Jimenez, Marc Silvestri
Kolory: Chris Chuckry i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: New X-Men #146-154
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: kwiecień 2021
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-36-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 19. 05. 2021)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz