poniedziałek, 7 września 2020

Jakub Bielawski "Słupnik" - Recenzja

Początek września 2020 roku to przeddzień premiery drugiej powieści Jakuba Bielawskiego. Jego pierwszą próbą w dłuższej formie była zeszłoroczna „Ćma”, która zebrała w większości naprawdę dobre recenzje. Jednak jeszcze zanim zawitała ona na księgarskie półki, w tym samym roku mieliśmy okazję przeczytać zbiór opowiadań zatytułowany „Słupnik”. W moim przypadku było to pierwsze spotkanie z prozą Bielawskiego, a teraz, będąc już po lekturze, wiem jedno – na pewno nadrobię zaległości. 

Zbiory opowiadań nader często niosą ze sobą wiele bardzo różnych pomysłów. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z książkowym debiutem. I nie ma w tym absolutnie niczego dziwnego – autor chce nam od razu dać wszystko, co ma najlepszego. W przypadku „Słupnika”, sposób Bielawskiego jest trochę inny. On nie szarżuje, nie rzuca od razu całości swoich pomysłów, zamiast przesytu proponując koncept pozornie skromniejszy, ale głęboko przemyślany, który ostatecznie zapewnia czytelnikowi ogrom wrażeń bardzo dalekich od standardowej, popularnej grozy.

To o czym mówię, widać od pierwszych do ostatnich kart tego zbioru. Nad wszystkimi opowiadaniami unosi się posępna atmosfera, która potrafi wzbudzić niepokój, a w literaturze grozy, paradoksalnie, nie jest to wcale tak często spotykana rzecz. Bielawskiemu, w swojej koncepcji świata przedstawionego, bardzo blisko jest do Howarda Phillipsa Lovecrafta (podejrzewam zresztą że małe nawiązania podczas lektury nie były przypadkowe). I choć posługuje się nieco innym rodzajem strachów, prozę młodego pisarza wypełnia ta sama atmosfera. Niepewność i bezradność ludzkości wobec kontaktu z nieznanym wręcz poraża. Tak jak u Cienia z Providence wiele rzeczy było plugawych i nienazwanych, tak u Bielawskiego potworności są czarne, oleiste i lepkie. Poza tym, co warto zaznaczyć, jest to terror, którego nie da się zwyczajnie opisać – jego się doświadcza. A gdy już ma się z tym przerażająco obcym czymś styczność, nie ma absolutnie żadnej nadziei na szczęśliwe zakończenie. To uczucie towarzyszy bohaterom, ale wraz z rozbudowaniem świata przedstawionego udziela się także odbiorcom. 

Wyżej było o nastroju, teraz o formie. Kolejne teksty dość często zasadzają się na podobnych założeniach (przynajmniej do pewnego momentu). Chodzi na przykład o miejsce akcji – zarówno Wrocław, jak i małomiasteczkowy rejon w okolicy Gór Sowich przedstawione są jako lokacje dotknięte rozkładem. Entropia widoczna jest nie tylko na pierwszy rzut oka – ona wniknęła głębiej – obecna jest w duszach ludzi, sprawiając, że toczą swoje życia bez entuzjazmu, bardziej egzystując, niż faktycznie żyjąc. Część z nich (w kilku przypadkach kolejny element wspólny – starsi ludzie) doświadcza ponadto kontaktu z niewidoczną na co dzień ciemnością. Skryta za zasłoną powoli przenika do naszego świata, znacząc go dekompozycją i powoli, acz nieustannie zmieniając. Nowa rzeczywistość jest z kolei obecna w trzech opowiadaniach zamykających zbiór, a jej obraz, choć przerażający, jest zarazem osobliwie fascynujący. To miejsce pełne wspomnianej wcześniej obmierzłej oleistej ciemności, od której nie ma ucieczki. 

Co do bohaterów kolejnych opowiadań – na dobrą sprawę wszyscy są nosicielami tragedii. Dla żadnego z nich nie ma najmniejszych szans na lepsze jutro. Choć nadal walczą, ich starania skazane są na porażkę. Konfrontacja z nieuniknionym jest bolesna, nie sposób też od tego starcia uciec, prędzej czy później, czeka ono każdego człowieka. Naznaczenie fatalizmem jest zresztą cechą charakterystyczną całego „Słupnika” – ani przez moment nie jest to optymistyczna lektura, na żadnej karcie czytelnik nie znajdzie nawet słowa ukojenia. Warto o tym pamiętać, zanim w ogóle zagłębimy się w ten ponury, koszmarny świat. 

Debiut Jakuba Bielawskiego trafił w moje ręce w sumie dość przypadkowo. Przeglądanie oferty polskich wydawców horroru, zawieszenie oka na tytule, szybki look na blurba i decyzja. Wyszło wręcz fenomenalnie, bo ostatecznie „Słupnik” okazał się jedną z najlepszych rzeczy z gatunku szeroko pojętej grozy, jaką miałem ostatnimi czasy okazję czytać. I tak jak wcześniej nazwisko autora dryfowało na granicy mojego zainteresowania, tak teraz pan Bielawski dołącza do grona tych pisarzy, których kolejne książki będą przeze mnie mocno oczekiwane. 

Autor: Jakub Bielawski
Tytuł: Słupnik
Wydawca: Phantom Books Horror
Data wydania: styczeń 2019
Liczba stron: ok. 204 (ebook)
ISBN: 978-83-66135-03-1

2 komentarze:

  1. Bardzo dobra recenzja. Pozwolę sobie polecić Wydawnictwo IX, które ma w ofercie kilka perełek, jeśli chodzi o prozę weird fiction. Gunia, Majcherowicz, Mateja, Kain, to nazwiska, które nie zawodzą. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo. ;)
      Tak, znam IX, ostatnio nadrobiłem zresztą "Powrót" Guni, a i "Nocne" Pawła Matei zdecydowanie robi robotę! Przy kolejnych rzutach nowości zawsze zerkam z zainteresowaniem co tam ciekawego pojawi się na księgarskich półkach.
      Ps. co do IX, ja polecam z kolei "Dreszcze" Mariusza Wojteczka, jeśli nie miałe(a)ś okazji.
      Pozdrawiam!

      Usuń