wtorek, 19 lutego 2019

Ex Machina. Tom 2 - Recenzja

Komiksów superbohaterskich wydaje się obecnie na pęczki. Czy to Marvel, czy DC, kolejne tytuły pojawiają się jak grzyby po deszczu, a fani mają z czego wybierać. O dziwo wcale nie gorzej jest, gdy mowa o innych gatunkach powieści graficznej. Za jedną z najciekawszych inicjatyw wydawniczych można na pewno uznać katalog imprintu DC Comics – Vertigo, którym zainteresował się Egmont. Jednym z komiksów, który trafił dzięki temu do Polski (choć oryginalnie ukazywał się pod szyldem Wildstorm) jest „Ex Machina”. Jej pierwszy tom stanowił intrygujące połączenie thrillera politycznego z wątkami dotyczącymi zamaskowanych stróżów prawa. Teraz mam bardzo dobrą wiadomość – druga odsłona serii Vaughana jest jeszcze lepsza!

Mitchell Hundred stara się jak może, żeby dobrze wywiązywać się z obowiązków burmistrza Nowego Jorku. Kilka lat wcześniej, dla polityki właśnie, zrezygnował z działalności jako Potężna Maszyna, lokalny superbohater. Paradoksalnie teraz odpowiedzialność jest jeszcze większa. Hundred ma bowiem realny wpływ na życie obywateli i stara się zrobić wszystko, by w Nowym Jorku ludzie czuli się jak najlepiej i by wiązali z miastem swoje plany na przyszłość. Sęk w tym, że nic nigdy nie idzie po jego myśli i musi poradzić sobie z poważnymi zagrożeniami, takimi jak rozprawienie się z niezrównoważonym ławnikiem w sądzie czy atakiem terrorystycznym podczas pokojowej demonstracji.

W „Ex Machinie” udało się niezwykle sprawnie połączyć retrospekcje ukazujące działania Hundreda jako Potężnej Maszyny ze scenami współczesnymi, w których piastuje stanowisko burmistrza. Istotne jest, że obie te płaszczyzny czasowe w żaden sposób ze sobą nie kolidują. Wydawać by się mogło, że połączenie motywów politycznych z superbohaterskimi może się dość mocno gryźć, ale nic z tych rzeczy – Brian K. Vaughan jest utalentowanym scenarzystą i przeplata je ze sobą naprawdę umiejętnie. Nie tylko problemy urzędnicze i społeczne, z którymi musi borykać się bohater okazują się naprawdę zajmujące i oddane w niezwykle realistyczny sposób, także dawna działalność Potężnej Maszyny pokazana tak, że można uwierzyć w jej zaistnienie. To naprawdę spora zaleta.

„Ex Machina” to wciąż tytuł rozrywkowy, ale może podobać się to, w jaki sposób Vaughan wplata do swojej opowieści motywy polityki zagranicznej, problemów wewnętrznych Stanów Zjednoczonych czy też konfliktu ideologicznego dzielącego nowojorczyków. Umiejętnie wykorzystane, stanowią one kluczowy element tego doskonale napisanego politycznego thrillera. A gdy dodamy do tego świetne dialogi, obraz całości jawi się jako prawie kompletny. Jasne, można narzekać na pewne drobiazgi, takie jak geneza alter ego Hundreda, ale czy jest to wada szczególnie znacząca? Skądże. Wypadek jako wydarzenie nadające mocy danej postaci to, owszem, motyw ograny, lecz w przypadku omawianego tytułu stanowi on tylko punkt wyjścia. Później klisz już za wiele nie ma.

W skład drugiego tomu zbiorczego serii wchodzą cztery osobne historie, które wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Wątki społeczne i polityczne to jedno, już wyżej pisałem, że są błyskotliwe i zajmujące. Dużo dzieje się także poza nimi. Vaughan doskonale buduje tło obyczajowe. Często skupia się nie tylko na głównym bohaterze, ale też na towarzyszącym mu personelu. Współpraca między nimi nie zawsze przebiega bezkonfliktowo, pojawiają się naturalne tarcia i różnice w poglądach, doskonale opisane przez autora, nadające opowieści jeszcze więcej wiarygodności. Podobać się może także ujawnienie pewnych szczegółów z przeszłości Hundreda i pokazanie jakie relacje panowały w jego rodzinie. To bardzo istotny element fabuły, który sprawia zarazem, że obraz świata przedstawionego jest jeszcze bardziej kompletny.

Wydawać by się mogło, że Tony Harris pasuje idealnie do politycznej strony „Ex Machiny”, ale nie do końca do tej superbohaterskiej. Nic bardziej mylnego. Jego realistyczny styl doskonale sprawdza się w obu przypadkach – w pierwszym podkreśla faktyczne problemy ekipy kierującej Nowym Jorkiem, w drugim dodaje wiarygodności motywom bardziej fantastycznym. Przyczepić się mogę jedynie do okładki całego wydania, która niespecjalnie przyciąga oko, a jej przeładowanie elementami sprawia raczej odpychające wrażenie. Lecz na szczęście, tak jak nie szata zdobi człowieka, tak nie okładka świadczy o jakości komiksu (choć mogłaby jednak być ładniejsza, wtedy jeszcze więcej czytelników mogłoby zwrócić uwagę na ten nieprzeciętny tytuł).

Po lekturze pierwszego tomu „Ex Machiny” byłem bardzo zadowolony, teraz jestem wręcz zachwycony. Na chwilę obecną jest to na pewno jeden z najlepszych (bo nie zaryzykuję stwierdzenia, że najlepszy – wszak wciąż ukazują się „Łasuch” i „Czarny Młot”) komiksów dostępnych i nadal wydawanych na naszym rynku. Brian K. Vaughan doskonale rozwinął swoją opowieść, nadając jej jeszcze więcej charakteru i kolorytu. Chwała niech będzie Egmontowi za tę zacną inicjatywę z publikacją tytułów Vertigo. Gdyby nie ona, nie mielibyśmy pewnie okazji zapoznać się z tym znakomitym dziełem. A tak nic, tylko czytać!

Seria: Ex Machina
Tom: 2
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Tony Harris, Chris Sprouse
Kolory: JD Mettler
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Tytuł oryginału: Ex Machina Book Two
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Vertigo
Data wydania: październik 2018
Liczba stron: 252
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-3451-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz