piątek, 23 listopada 2018

Punisher Max. Tom 5 - Recenzja

Prowadzony przez Gartha Ennisa cykl od samego początku trzymał wysoki poziom. Co zaskakujące, autorowi udawało się go utrzymać także w kolejnych tomach, co przyniosło potwierdzenie opinii, że jest to jeden z ciekawszych tytułów traktujących o działaniach Punishera. Wszystko co dobre musi się jednak kiedyś skończyć. Odsłona numer pięć jest ostatnią składową tego runu. Czy również utrzymała tę bardzo wysoką jakość? W znacznej mierze tak, ale też jest to tom, który nieco różni się od poprzednich.

Podobnie jak poprzednio także tutaj mamy do czynienia z dwiema osobnymi opowieściami. W pierwszej z nich na scenę powraca Barrakuda – psychopatyczny morderca, który tym razem zostaje wynajęty, by raz na zawsze powstrzymać Franka Castle'a. Szalony najemnik chce dokonać tego, co nie udało się wielu innym, którzy dostali zlecenie na Punishera. On ma jednak o wiele lepszy punkt nacisku – coś, czym może zagrozić samotnemu mścicielowi. Druga składowa traktuje o kolejnej próbie dorwania Castle’a. Tym razem stoi za nią grupa amerykańskich generałów. Wszyscy wojskowi są umoczeni w ciemne sprawki, wiedzą też, że Punisher zdaje sobie sprawę z ich nieczystego sumienia, dlatego postanawiają uderzyć jako pierwsi i wykorzystać w tym celu grupę do zadań specjalnych.

Nie powiem, przed lekturą bardzo ucieszyła mnie informacja, że jednym z bohaterów piątej odsłony serii będzie ponownie Barrakuda. Ten dwumetrowy Murzyn zaprezentował się poprzednio naprawdę wybornie, miałem więc podstawy, by oczekiwać, że i tym razem stanie się podobnie. Czy wyszło? Na szczęście tak! Barrakuda znów zachwyca swoją nieprzewidywalnością i przeraża nieokiełznaną brutalnością. Nie ma dla niego żadnych świętości, może zabić każdego, a palec na spuście nie zadrży mu nawet wtedy, gdy na celowniku ma niewinne dziecko. To postać naprawdę straszliwa, ale też osobliwie hipnotyzująca – za jej wykreowanie Ennisowi należą się szczególne wyrazy uznania, bo dodaje fabule wiele kolorytu.

W porównaniu z poprzednimi opowiadaniami wydaje się, że tym razem otrzymaliśmy kilka chwil oddechu. Być może nie jest to jeszcze odczuwalne w pierwszej części albumu, ale już w drugiej wyraźnie postawiono na inne elementy niż dotychczas. Krwawa rozwałka schodzi na dalszy plan, a scenarzysta przedstawia nam historię opartą na polityce i dającą głębszy wgląd w psychikę amerykańskiego żołnierza. Mamy tu mocne nawiązania do wojny w Wietnamie, a głębsza wędrówka w przeszłość daje nam możliwość ujrzenia tego, jak tamten okres wpłynął na kilku bohaterów, z Frankiem włącznie. Duże znaczenie ma tu także polityka i brudne sekrety tych, którzy niegdyś stali na szczycie hierarchii armii, a obecnie chcą pozbyć się świadków ich nieczystych zagrań. To nieco inny aspekt świata przedstawionego i działalności Punishera niż ten, z którym mieliśmy do czynienia dotychczas, co w pewien sposób na sam koniec nadało runowi Ennisa pewnej świeżości.

Manewrem mającym urealnić fabułę były pojawiające się co kilkanaście stron wstawki z fikcyjnej książki dotyczącej wojny w Wietnamie i wpływie, jaki wywarła ona na bohaterów. Jak można się domyślić, ten konflikt odcisnął piętno na życiu wielu ludzi, i choć nawet w tak brutalnym środowisku mogło znaleźć się od czasu do czasu miejsce dla pozytywnych relacji, to ostatecznie i tak był to horror, który wpływał na całe życie żołnierzy biorących w nim udział. Te wtrącenia z jednej strony sprawiają, że tom jest dostrzegalnie inny od poprzednich, z drugiej jednak spowalniają akcję, a cała opowiedziana w tej części historia ma wyraźnie słabsze tempo niż każda z poprzednich, od samego początku serii.

Rysunki stoją, jak zwykle, na wysokim poziomie. Ciekawostką jest gościnny występ Howarda Chaykina, który pracował nad pierwszym zeszytem pierwszej części tomu. Punisher i Barrakuda w jego wykonaniu zostali zaprezentowani krwawo i efektownie. Cała reszta albumu to już prace Gorana Parlova, który pracował też przy poprzednich częściach cyklu. Podobnie jak wtedy, jego ilustracje są trochę niechlujnie i nie tak bardzo realistyczne, a twarze bohaterów mogłyby oddawać nieco więcej emocji. Mimo to warstwa graficzna pozostawia po sobie całkiem dobre wrażenie.

Piąty tom „Punisher Max” jest ostatnim, nad którym pracował Garth Ennis. To okazja do małego podsumowania całego runu irlandzkiego scenarzysty. Był on na pewno więcej niż udany, a to głównie z tego względu, że autor umiał zaprezentować całą brutalność, z jaką pracuje Frank Castle. Czasami poruszał się na granicy przerysowania, ale nigdy jej nie przekroczył, konsekwentnie budując taki obraz bohatera, jaki wyznaczył sobie od początku . Ostatni tom sam w sobie był może nieco słabszy niż poprzednie, ale to wciąż kawał zajmującej lektury.


Tytuł: Punisher Max
Seria: Max Comics
Tom: 5
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Howard Chaykin, Goran Parlov
Kolory: Edgar Delgado, Lee Loughridge
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher Max vol. 5
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: październik 2018
Liczba stron:
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2683-1

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz