Dość długo przyszło nam czekać na drugi tom „Jamesa Bonda”. Pierwsza odsłona serii od Non Stop Comics (a oryginalnie od Dynamite Entertainment) ukazała się już rok temu. Zaczynałem powoli mieć poważne wątpliwości, czy kontynuacja wciąż znajduje się w planach wydawnictwa. „Warg” okazał się naprawdę przyzwoitym komiksem, szkoda by było, gdybyśmy nie poznali dalszych przygód tej wersji słynnego 007. Na szczęście cierpliwość moja i innych oczekujących została w końcu nagrodzona, a na księgarskich półkach wylądował „Eidolon”, bezpośrednia kontynuacja zeszłorocznego rozpoczęcia serii.
James Bond zostaje wysłany do Los Angeles, gdzie ma pomóc bezpiecznie wyjechać z kraju agentce MI6. Niestety, oboje staja się celem ataków, a ktoś wyraźnie chce ich widzieć martwymi. Powrót do Wielkiej Brytanii nie będzie tak łatwy, jak zakładał agent Jej Królewskiej Mości. Co gorsza źle się dzieje także w samym Zjednoczony Królestwie – ktoś nastawia przeciwko sobie różne służby, w efekcie czego wokół działań agencji wywiadowczych unosi się atmosfera zagrożenia i braku zaufania. Bond musi dowiedzieć się, kto stoi za całym zamętem, odkryć jego motywację i postarać się wyeliminować zagrożenie.
Czytelnicy mający w pamięci najbardziej absurdalne, przerysowane i nazbyt efektowne odcinki filmowego Bonda mogą być dość mocno zaskoczeni kierunkiem, w jakim głównego bohatera prowadzi Warren Ellis. W jego interpretacji agent wcale nie jest supermanem, który w powietrzu wskakuje do spadającego helikoptera, ratując go przed rozbiciem, tylko człowiekiem z krwi i kości. Owszem, doskonale wyszkolonym, perfekcyjnym zabójcą, ale wciąż człowiekiem. Taki manewr znacząco zwiększa realizm opowieści i sprawia, że sceny, w których 007 musi wykazać się swoimi umiejętnościami nie przypominają już science fiction, za to znacznie łatwiej nam uwierzyć w możliwość ich zaistnienia w prawdziwym świecie. To naprawdę spora zaleta.
Kolejną zaskakującą sprawą jest fakt, że na dobrą sprawę dosyć mało tu samego Bonda, który nie jest atrakcją samą w sobie, ale jednym z elementów całości. Ellis nie z głównego bohatera czyni największą wartość tomu – tą okazuje się bowiem dobrze skonstruowana i sensowna intryga. To krok w naprawdę dobrym kierunku, bo dzięki temu możemy się na własne oczy przekonać, że świat 007 wciąż ma spory potencjał i nie trzeba go na siłę udziwniać i stawiać przed Bondem zagrożeń na skalę światową, konfrontując go z coraz bardziej karykaturalnymi superzłymi – wystarczy nieco staromodna opowieść szpiegowska, która ma ręce i nogi, posiada kilka zaskakujących zwrotów akcji i trzyma w napięciu. W efekcie ten tradycjonalizm przyniósł franczyzie sporo świeżości.
Podoba mi się to, w jaki sposób Warren Ellis traktuje prowadzone przez siebie postaci. Jaki jest Bond, pisałem wyżej, ale na uwagę zasługują także inni bohaterowie. Miło, że autor zdecydował się ruszyć zza biurka M. Szef MI6 w końcu zaprezentował jakieś kompetencje, aktywnie uczestnicząc w negocjacjach z MI5. Z kolei Moneypenny też powoli przestaje być uzupełnieniem wystroju pomieszczenia i partnerką do niezobowiązującego small-talk dla Bonda, a pokazuje charakter, działając poza biurem. Bardzo ciekawą postacią jest też główny antagonista. Ujął mnie swoim finałowym monologiem, kiedy wyjawia Bondowi swoją motywację. Nie będę wdawał się w szczegóły, byłby to bowiem spoiler, powiem tylko tyle, że ostatnie sceny to znakomite i błyskotliwe zaprzeczenie tych filmowych szwarccharakterów.
Za ilustracje ponownie odpowiedzialny był Jason Masters. Podobnie jak przy poprzednim tomie całość prezentuje się przejrzyście i stosunkowo prosto. Artysta nie bawi się w przeładowywanie kadrów zbędnymi szczegółami. Ta tendencja wydaje się jednak nieco męcząca przy niektórych tłach, które często są mocno monotonne i sprawiają wrażenie, jakby Masters o nich zapomniał. Nie powala również mimika postaci – rysowanie twarzy nie zawsze wypada naturalnie, co od czasu do czasu widać. Cała reszta utrzymana jest jednak we względnym porządku, co sprawia, że ostatecznie warstwa graficzna jawi się jako dość udana.
Drugi tom „Jamesa Bonda” od Dynamite Entertainment jest komiksem jeszcze ciekawszym niż „Warg”. To, co wtedy było dobre, teraz zostało doszlifowane i w efekcie dało to nam naprawdę interesujący tytuł. Warren Ellis kieruje prowadzonego przez siebie bohatera w ciekawe rejony, a czyni to dzięki pokazaniu 007 inaczej niż miało to miejsce w wielu filmach o jego perypetiach. Swoje zrobił też wyraźny powrót do szpiegowskich korzeni agenta. To wszystko sprawia, że „Eidolon” jest komiksem bardzo udanym i dobrze rokującym na przyszłość cyklu. Liczę, że Ellisowi uda się utrzymać tę wysoką twórczą formę także w kolejnym albumie.
Tytuł: Eidolon
Seria: James Bond
Tom: 2
Scenariusz: Warren Ellis
Rysunki: Jason Masters
Kolory: Guy Major
Tłumaczenie: Tomasz Hacia
Tytuł oryginału: James Bond Volume 2: Eidolon
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Dynamite Entertainment
Data wydania: wrzesień 2018
Liczba stron: 176
Oprawa: twarda
Format: 170 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-8110-619-1
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz