wtorek, 13 marca 2018

100 Naboi. Tom 1 - Recenzja

Ofensywa wydawnicza Egmontu, jakiej doświadczamy ostatnimi czasy, jest naprawdę imponująca. Na rynku w końcu pojawiają się serie, których wcześniej u nas nie było, cykle dawno niewznawiane lub też te, których inni wydawcy nie zdążyli zaprezentować do końca. Do tej ostatniej grupy należy „100 Naboi”, chyba najbardziej rozpoznawalne dzieło Briana Azzarello. Całość, zamknięta w pięciu opasłych tomiszczach, ukaże się na przestrzeni najbliższych kilku (kilkunastu?) miesięcy. Na razie mamy okazję zapoznać się z pierwszą częścią tej, najczęściej wychwalanej, kryminalnej opowieści.

Enigmatyczny agent Graves jest człowiekiem, który daje ludziom skrzywdzonym przez los okazję na wyrównanie rachunków. Mężczyzna oferuje im sto, w założeniu nienamierzalnych naboi, dzięki którym mogą zemścić się na tych, którzy wcześniej ich skrzywdzili. Od każdego z obdarowanych tą niecodzienną możliwością zależy jak się zachować – dać się ponieść emocjom, czy raczej odpuścić? Stanowiąca spory dylemat moralny decyzja nie jest łatwa, ponadto przynosi ze sobą pytania na temat przyzwoitości oraz tego, kim właściwie jest osoba, która posiada władzę na tyle dużą, by móc taki wybór zaoferować?

W początkowych zeszytach serii Azzarello skupia się na stosunkowo prostych i szybkich historiach, które stawiają spory nacisk na akcję. Sam pomysł na fabułę, choć początkowo wydaje się być nieco absurdalny i oderwany od rzeczywistości, jest jednak dobrym pretekstem do wplecenia w komiks nieco poważniejszej tematyki. Ta zahacza o kwestie moralności, odpowiedzialności za swoje czyny i zdolności wybaczania. Zmagający się z chęcią zemsty bohaterowie muszą zadecydować czy ich poczucie niesprawiedliwości jest na tyle silne, by zdecydować się na krok ostateczny, który nawet jeśli nie przyniesie konsekwencji prawnych, to może mieć znaczący wpływ na ich psychikę i dalsze życie.

Fabularne założenia serii na pierwszy rzut oka faktycznie są bardzo proste i, zważywszy na podobny schemat pierwszych rozdziałów, każe zastanowić się jakim cudem Azzarello dociągnął ten tytuł do całej setki zeszytów – wszak operowanie na podobnym pomyśle może być zabójcze. Szybko okazuje się, że sposobem scenarzysty na zachowanie świeżości historii jest poszerzenie jej zakresu. Wraz z kolejnymi zeszytami, na scenie pojawia się tajemnicza organizacja, do której niegdyś należał agent Graves, a fabuła nabiera rozmachu i z pozornego chaosu zaczyna wyłaniać się większy obraz. Na tę chwilę motyw wydaje się być interesujący, ale kluczowym będzie sposób w jaki autor rozwinie go w kolejnych tomach. 

W „100 Nabojach” może się podobać, że bohaterowie nie są jednoznaczni. Autor pokazuje ich niby jako osoby pokrzywdzone, które mogą mieć poczucie, że w ich życiu coś potoczyło się bardzo nie tak, i wcale nie stało się tak z ich winy. Z drugiej strony jednak, żadna z tych postaci nie jest aniołkiem i jakkolwiek mogą mieć poczucie, jakoby ich prawo do zemsty było uzasadnione, tak sami nie są przy tym nikim świętym. Intryguje także agent Graves, którego motywacja nie jest do końca znana, a dopiero z biegiem czasu poznajemy strzępy informacji na jego temat, które, co trzeba przyznać, są dosyć interesujące i nieźle rokują na kontynuację.

Strona graficzna albumu jest wyjątkowo specyficzna – tak powiedzieliby ci, którzy cenią sobie dyplomację. Dla mnie jednak prace Eduarda Risso są zwyczajnie szpetne i nieprzystające do intrygującego scenariusza. Argentyński rysownik przyjął niezwykle niedbały i umowny styl, który pasuje do tych opowieści jak pięść do nosa. Tę cechę widać szczególnie w twarzach kolejnych bohaterów, które sprawiają wrażenie jakby rysownikowi nie chciało się poświęcać im większej uwagi. Na wielu kadrach w oczy rzuca się także brak dbałości o tła, które potraktowane są wybitnie po macoszemu. Całości nie sprzyjają przytłumione barwy, które nadali wchodzącym w skład tomu opowieściom pracujący nad nimi koloryści.

Pierwszy tom „100 Naboi” to całkiem przyjemna lektura, która chociaż nie dorasta do legendy, jaką ten tytuł posiada, to mimo to potrafi przynieść czytelnikowi nieco satysfakcji, zwłaszcza w warstwie fabularnej. Azzarello ma pomysł i potrafi go sprzedać, o czym świadczy wyłaniający się powoli w czasie lektury większy obraz. W jakim kierunku potoczą się sprawy, to okaże się w kolejnych tomach, jednak położone tu podwaliny rokują w tej materii całkiem nieźle.

Seria: 100 Naboi
Tom: 1
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: MEduardo Risso
Kolory: Grant Goleash, Patricia Mulvihill
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Tytuł oryginału: 100 Bullets Book One
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: luty 2018
Liczba stron: 456
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170x260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2650-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz