środa, 21 sierpnia 2013

Wolverine (reż. James Mangold) - Recenzja



Jednym z najbardziej wygranych na kolejnych filmach z serii „X-Men” jest Hugh Jackman. Australijski aktor dzięki roli Wolverine’a zyskał ogromną popularność, a jego nazwisko dołączyło do tych najgorętszych w Hollywood.  Trzeba uczciwie powiedzieć, że nie bez powodu. Grany przez niego Logan to postać nietuzinkowa, a Jackman świetnie oddaje jego niejednoznaczność. Czy mógłby być bardziej drapieżny i nieokrzesany? Kwestia gustu, jednak dla większości fanów jest w tej roli świetny. Nic dziwnego zatem, że zarówno postać, jak i cała seria, jest eksploatowana w kolejnych filmach. 

Po wydarzeniach zaprezentowanych w „Ostatnim Bastionie” zastajemy Logana rozbitego i stroniącego od ludzi. Bohater ukrywa się w głuszy, gdzie wiedzie samotnicze życie. Nic jednak nie trwa wiecznie. Po konfrontacji z bezmyślnymi myśliwymi, odnajduje go Yukio, dziewczyna służąca panu Yashidzie, mężczyźnie, któremu Logan uratował życie. Teraz ma sprowadzić Rosomaka do Japonii, by jej umierający mocodawca mógł przed śmiercią pożegnać się ze swoim wybawicielem. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.


„Wolverine” to druga próba przeniesienia na duży ekran przygód postaci granej przez Jackmana. Pierwszy film („X-Men Geneza: Wolverine”) spotkał się z dosyć chłodnym przyjęciem. Duża część fanów zarzucała mu zbyt duże odejście od komiksów i pewne uproszczenia, jeśli idzie o charakter samego bohatera. Nie zmienia to faktu, że „Genezę” oglądało się całkiem dobrze, jednak nie była ona tym, czego się spodziewano. Między innymi dlatego na „Wolverine'a” czekano z dużymi nadziejami. Na pewnym etapie była nawet szansa, że obraz wyreżyseruje Darren Aronofsky, jednak ostatecznie pomysł niestety upadł. Szkoda, bo mogło z tego wyjść coś nietuzinkowego. A tak dostaliśmy kolejne, szczęśliwie nie ogromne, ale jednak rozczarowanie.

Za swego rodzaju bolączkę można uznać próbę pogłębienia głównego bohatera i pokazania jego innej, bardziej ludzkiej strony. Zamysł by pokazać zachowanie tego pozornie niezniszczalnego bohatera w obliczu realnego zagrożenia śmiercią, mógł być szalenie interesujący. Jednak szansa została pogrzebana przez rozdarcie twórców, w którą stronę podążyć. Idealne wyważenie między akcją a refleksją otrzymaliśmy w „X-Men 2”, bez dwóch zdań najlepszej części serii. Tutaj niestety tego brakuje, a obraz dosyć często dryfuje w stronę mało przekonującej historii obyczajowej, w której brak emocji. Spora w tym „zasługa” Tao Okamoto. Wcielająca się w rolę wnuczki pana Yoshidy aktorka, nie potrafi zainteresować widza swoją postacią i przez cały czas sprawia wrażenie jedynie dodatku do Logana. 


Jeśli już mowa o aktorstwie, wypada tradycyjnie pochwalić Jackmana. Ten aktor już od pierwszej części „X-Men” jest idealnym wyborem do tej roli i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie w niej nikogo innego. Cieszy, że producenci kolejnych części wciąż potrafią go przy sobie zatrzymać. Logan w interpretacji australijskiego aktora jest zarówno zimnym twardzielem, jak i zwykłym gościem, mającym momenty zawahania i potrafiącym pokazać bardziej ironiczną stronę swojej natury. W tym konkretnym przypadku równoważy to mało wybijającą się resztę stawki i dlatego tym bardziej jest to widoczne.

Dosyć szybko możemy domyślić się kto jest w tym filmie głównym antagonistą. I niestety w żadnej mierze nie jest to postać na miarę fenomenalnego Magneto. W porównaniu z nim ten czarny charakter wydaje się być strasznie płaski oraz kierujący się niskimi pobudkami. Zabrakło u niego rozmachu wizji, jaką posiadał Magneto. Owszem, scena, w której dochodzi do konfontacji, jest całkiem spektakularna, ale nie jest ona w stanie wywindować oceny tej postaci wyżej.


Gdy cała fabuła przyspiesza, robi się zdecydowanie ciekawiej. Sceny akcji poprowadzone są w bardzo przemyślany sposób i nie dają widzowi szans na oderwanie oczu. Walka na dachu pociągu, czy tez finałowa potyczka Logana z jego oponentem, robią spore wrażenie. Szkoda tylko, że tak ich w całym filmie mało. Kierunek, w jakim twórcy pchnęli głównego bohatera nie do końca chyba odpowiada jego przygodowemu potencjałowi. Miejmy nadzieję, że już w przyszłorocznym „X-Men: Days of Future Past” zobaczymy Logana w bardziej klasycznym wydaniu.

Mimo że „Wolverine” prawdopodobnie jest najgorszym z dotychczasowych filmów o marvelowskich mutantach, to i tak daleko mu do miana porażki. Jest po prostu w miarę dobry, jednak widać w nim niewykorzystany potencjał. 

6/10

Reżyseria: James Mangold
Scenariusz: Mark Bomback, Scott Frank
Zdjęcia: Ross Emery
Czas trwania: 2 godz. 6 min.
Data premiery: 26 lipca 2013 (Polska); 24 lipca 2013 (świat)

2 komentarze:

  1. Szkoda, spodziewałam się czegoś lepszego, bo mam sentyment do 'marvelowskich mutantów'. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominacja do Lipster Blog Avard
    Więcej info w :
    http://przeczytane-slowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń