wtorek, 12 lutego 2013

Nie zmienia się nic



W Sejmie odbyło się głosowanie nad odwołaniem z funkcji wicemarszałka pani Wandy Nowickiej. Sam projekt, by kobietę nadużywającą publicznego zaufania wywalić na zbity pysk, był oczywiście godny pochwały. Tym bardziej, że posłanka Ruchu Palikota przez dłuższy czas nawet nie zająknęła się o możliwości zrzeczenia się bezzasadnie otrzymanej gratyfikacji. Wynik głosowania wskazuje, że rozrzutność Prezydium Sejmu można pozostawić bez napiętnowania. W dobie kryzysu, gdy wielu ludzi ledwie wiąże koniec z końcem, jest to co najmniej dyskusyjne, jeśli nie kontrowersyjne… Można jednak odnieść wrażenie, że w całej sprawie kryje się coś innego. A intencje i motywacje poszczególnych partii wydają się w tym przypadku dosyć oczywiste.

Nad sytuacją, która zapoczątkowała cały ten cyrk nie ma potrzeby się specjalnie rozwodzić, historię o premiach przyznanych samym sobie przez członków Prezydium Sejmu zna każdy, kto choć trochę śledzi bieżące wydarzenia polityczne. Chodzi o samą zasadę.

Jeśli przyjrzeć się dokładnie głosowaniu, nietrudno dostrzec, dlaczego wynik był taki, a nie inny.

PO i PiS najzwyczajniej w świecie nie chciały dopuścić do sytuacji, gdy trzeba by głosować za lub przeciw kandydaturze Anny Grodzkiej. W przypadku największej partii opozycyjnej jest to jak najbardziej zrozumiałe. PiS od początku nie chciał poprzeć kandydatury Grodzkiej, dlatego pewne było, że jeśli może coś zrobić, by sprawa w ogóle nie trafiła pod głosowanie, to tak właśnie postąpi. I mimo, że ta motywacja jest oczywista i po części też zrozumiała, to mimo wszystko pozostaje lekki niesmak. Brak poparcia dla odwołania Nowickiej oznacza poniekąd akceptację jej postawy, a dla partii walczącej o sprawiedliwość społeczną, może okazać się to decyzją bardzo niekorzystną, zwłaszcza w oczach wyborców.

Z kolei dla PO dopuszczenie do głosowania o powołaniu Anny Grodzkiej na stanowisko wicemarszałka mogłoby się skończyć kolejną katastrofą wizerunkową. Gdyby „frakcja Gowina” jeszcze raz przeciwstawiła się wodzowskiej strategii Donalda Tuska, rysy na wizerunku Platformy mogłyby pogłębić się jeszcze bardziej. Dlatego podczas głosowania w PO panowała dyscyplina. Co jak co, ale Premier wie, jak dbać o wizerunek i zrobi wszystko, by nie dopuścić do sytuacji, mogących grozić rozłamem.

SLD z kolei głosowało przeciwko, bo zapewne nie chce być kojarzone z populistami z RP. Chcąc zachować silną pozycję na lewej stronie sceny politycznej, ugrupowanie musi dystansować się od pretendujących do bycia lewicą posłów Ruchu.

45 posłów głosujących za przyjęciem wniosku Ruchu Palikota i 245 przeciw, to wynik świadczący o potężnej porażce ugrupowania, prowadzonego przez posła-chorągiewkę. Czy stało się dobrze? Z jednej strony na pewno tak. Ocali nas to bowiem, przynajmniej na jakiś czas, od kolejnej światopoglądowej wojenki, którą na pewno rozpętałby Sejm, gdyby posłom przyszło decydować czy powołać Grodzką, czy też nie. Patrząc jednak z drugiej strony, przykre jest, że ludzie wchodzący w skład Prezydium Sejmu, mający w tak dużym poważaniu naród, nie doczekali się żadnej kary poza medialną nagonką. Takie sytuacje będą sprzyjały w przyszłości pojawianiu się kolejnych Brunonów K. Niestety.

(Artykuł powstał we współpracy z serwisem Po Przecinku i na nim był pierwotnie publikowany - KLIK )

2 komentarze:

  1. Intencje Palikota były jak najbardziej słuszne, aczkolwiek nie można odmówić im dużej dozy happeningu. Po pierwsze z tego, co mówią media i inni posłowie premia dla wicemarszałków i marszałek była już dla wszystkich wiadoma w listopadzie (niech Palikot nie mówi, że Nowicka go o tym nie poinformowała, bo nie uwierzę, że nie dowiedział się tego od innych partii), ale Palikot zareagował dopiero wówczas, gdy ta informacja przedostała się do mediaów. A po drugie Nowicka działała zgodnie z prawem, podobnie, jak pozostali wicemarszałkowie i marszałek. Więc najpierw należałoby zmienić to śmieszne prawo, czego posłowie nie zrobią, bo przecież nikt sam sobie kasy nie odbierze:/
    Co do wskazania Grodzkiej na zastępczynię Nowickiej to oczywiście Palikot zrobił to dla medialnego szumu, bo jak wiemy wielu posłów i media razi osoba transseksualna w Sejmie - myślę, że miałby większą szansę odwołać Nowicką, gdyby wskazał kogoś innego.
    Podsumowując, jak dla mnie, choć w wielu kwestiach popieram Palikota ten cały szum o stołki to kolejna zasłona dymna, aby nie zajmować się realnymi problemami Polski. Bo czy kogoś, kto nie ma co do gara włożyć interesuje jaki złodziej aktualnie siedzi na stołeczku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Palikotem jest właśnie ten problem, że przyjmuje bardzo teatralną pozę. Wszyscy pamiętamy zapewne chociażby słynne rekwizyty przyniesione na konferencje prasową. Happeningi i mówienie tego, co ludzie chcą usłyszeć. Pod tym względem dosyć mocno kojarzy się z Lepperem, którego styl uprawiania polityki był bardzo podobny. Skończy się to pewnie tak samo (nie mówię o samobójstwie), czyli niedługim balansowaniem na granicy progu wyborczego. Takie twory maja to do siebie, że chwilę są popularne, a później znikają. Ciekawe tylko czy wtedy Palikot po raz kolejny zmieni swoje poglądy, by przypodobać się wyborcom...

      Oczywiście zgadzam się, że z Grodzką chodziło o medialny szum. Realnej szansy na wybór nie było praktycznie żadnej. Co jak co, ale zasłony dymne potrafią polscy politycy wytwarzać znakomite. Szkoda, że tak dobrze im nie idzie w kwestiach gospodarczych...

      Usuń