wtorek, 11 grudnia 2012

Sinister (reż. Scott Derrickson) - Recenzja



Gdy spojrzy się na filmografię Scotta Derricksona, można dojść do wniosku, że reżyser ten, choć nie ma wielu filmów na koncie, szczególnie upodobał sobie horror. Co więcej, oba jego wcześniejsze filmy nakręcone w tej konwencji, były dziełami co najmniej bardzo dobrymi. To Derrickson wniósł bowiem nową jakość do serii „Hellraiser”. Jego „Inferno” to piąta część cyklu, lecz niewątpliwie jest to inny film niż poprzednie cztery. Mniej w nim gore, więcej za to fabuły i tajemnic. Nie wszystkim ta zmiana przypadła do gustu, ale jeśli spojrzymy na rzecz chłodnym okiem, okaże się, że jest to jeden z najlepszych odcinków „Wysłannika Piekieł”. Reżyser reanimował także podgatunek horroru, traktujący o diabelskim opętaniu. „Egzorcyzmy Emily Rose” były filmem, udanie łączącym w sobie przerażający horror z obyczajową historią sądową, obecnie zaś mają status prawie że kultowy. „Sinister” to kolejne podejście Amerykanina do filmu grozy. Biorąc pod uwagę powyższe fakty, czy można było mieć jakiekolwiek wątpliwości co do końcowej jakości tego obrazu?


W ogólnym zarysie, fabuła nie sprawia wrażenia zbytnio interesującej, ani oryginalnej. Oto bowiem młoda rodzina wprowadza się do nowego domu, który, jak się niebawem okazuje, był niedawno areną morderstwa. Jednak to nie pomyłka, że zaoferowano im właśnie to lokum. Co więcej, wybrał je sam pan domu, Ellison Oswalt, który przybywając do posiadłości, chce znaleźć inspirację do napisanie swojej nowej książki. Podskórnie czuje, że tym razem może to być prawdziwy wydawniczy hit, dlatego początkowo ignoruje dziwne rzeczy, które dzieją się w otoczeniu jego rodziny. Jednak po pewnym czasie intensywność tych zjawisk na tyle się nasila, że nie można dłużej nie zwracać na nie uwagi. W domu Ellisona Oswalta pojawia się coś bardzo złego...

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że „Sinister” w żadnym wypadku nie jest filmem nowatorskim. Osoby, które nastawiałyby się na odkrywanie nowych horyzontów w ramach gatunku, nie znajdą tu niczego dla siebie. Fabuła sprawia wrażenie opartej na dosyć znanym schemacie – rodzina wprowadza się do nowego domu i „coś” zaczyna się dziać. Zestaw elementów, które mają nas straszyć, także nie należy do przełomowych. Jump scenka tu, tajemnicza postać tam. Każdemu widzowi pozostaje samemu określić, czy jest w stanie zaakceptować taki stan rzeczy. Jeśli nie, „Sinister” będzie dla niego ledwie przeciętniakiem, ale jeśli tak, to seans niewątpliwie dostarczy mu paru przyjemnych chwil.

Już od początku, uwagę zwraca bardzo dobra rola Ethana Hawke'a. Jego debiut w horrorze (nie liczę występu w „Daybreakers”, bo mimo wampirzej tematyki, więcej miał on wspólnego z filmem akcji) wypada okazale. Aktor świetnie przedstawia stan psychiczny swojego bohatera. Ellison początkowo traktuje zastane w domu dziwne rzeczy z lekkim lekceważeniem. Z zapałem rzuca się w wir pracy, próbując odkryć jaka tajemnica kryje się w tych czterech ścianach. Z czasem jednak okoliczności zaczynają go przytłaczać, a sam bohater zaczyna zdawać sobie sprawę, że wdepnął w coś naprawdę paskudnego. Hawke oddaje to wszystko bardzo wiarygodnie, sprawiając, że nie mamy problemu z pozytywną oceną jego wiarygodności.

Ważnym elementem „Sinister” jest muzyka. Zazwyczaj nie zwracam na ten element większej uwagi podczas oglądania filmów (chyba, że jest wyjątkowo irytująca), jednak tym razem nie sposób jej nie pochwalić. Utrzymana w stylistyce zahaczającej o dark ambient i elektronikę, skutecznie potęguje nastrój niepokoju i zagrożenia, sprawiając, że pewne konkretne sceny są jeszcze bardziej tajemnicze i posępne. Jej autor, Christopher Young odwalił kawał dobrej roboty i bez dwóch zdań, należą mu się wyrazy uznania.

Akcja do pewnego momentu łączy w sobie realizm z niesamowitością. Dopiero w pewnym momencie bardziej zdecydowanie skręca w jednym z tych kierunków. Czy jest to dobry czy zły wybór twórców, ciężko jednoznacznie określić. Oba rozwiązania mają swoje zalety. To, na które się ostatecznie zdecydowano, zwraca na siebie uwagę zwłaszcza świetnym zakończeniem opowiadanej historii.

„Sinister” to jeden z lepszych horrorów ostatnich lat. Podczas seansu, w końcu można poczuć niepokój, nie jest to film z gatunku tych, które traktują elementy grozy jako pretekst do przedstawienia pełnej akcji fabuły. Autorzy mieli pomysł na to, co chcą widzowi pokazać. A co najważniejsze, nie wyszło im to na bakier z logiką. Polecam.

8/10

Tytuł: Sinister
Scenariusz: C. Robert Cargill, Scott Derrickson
Zdjęcia: Chris Norr
Czas trwania: 1 godz. 50 min.
Data premiery: 23 listopada 2012 (Polska); 18 października 2012 (świat)

(Recenzja powstała we współpracy z serwisem http://poprzecinku.pl/, na nim też była pierwotnie publikowana - http://poprzecinku.pl/art/sinister-rez-scott-derrickson-recenzja/143 )

7 komentarzy:

  1. Ten film to mój priorytet. Już nie mogę się doczekać seansu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem niezmiernie ciekawy Twojej opinii, jako koneserki gatunku.
      Wyczekuję recenzji.

      Usuń
  2. A ja jak zwykle mendzę, zrzędzę i jestem na opak ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie miałaś dnia na tego typu film. ;p

      I zaraz tam mendzisz, jakby każdemu podobało się to samo, dopiero by było nudno. ;)

      Usuń
  3. Obejrzałam ten film niedawno ze względu na Ethana (i to, że to horror, co tu dużo mówić) i powiem Ci, że choć wydawało mi się, że ciężko mnie przestraszyć, to tutaj było parę momentów, kiedy zadrżałam (jak np. podczas pierwszego ataku syna, kiedy ten schował się do pudła, albo jak fotografia złego ducha się poruszyła... ;) Fajne! Fabula nie jest oryginalna, muzyka - ok, niezła, ale typowo "horrorowa", tzn zabiegi muzyczne przypominały mi stare horrory, kiedy to właśnie muzyka była głownym motorem straszącym (cisza i spokój, cisza i nagle brzdęk, a człek podskakuje w górę jak mała dziewczynka). Generalnie podobał mi się, nawet bardzo, ostatni tak dobry horror, jaki widziałam, to "Nieznajomi" z Liv Tyler. Zresztą... w horrorach nie jest ważna fabuła, tylko klimat... a "Sinister" zdecydowanie go ma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulina, "Nieznajomych" nie widziałem, ale miałem okazję obejrzeć jego oryginalną wersję, czyli "Ils". Bardzo dobra rzecz i polecałbym Ci, skoro przypadł Ci do gustu remake.

      Co do "Sinistera", też mnie te fragmenty przyprawiły o podskoki. :) Oby więcej takich filmów wychodziło, wtedy gatunek na pewno nie zginie.

      Usuń
    2. Nawet nie wiedziałam, że "Nieznajomi" to remake ;) Dzięki, chętnie obejrzę :)

      Usuń