sobota, 16 sierpnia 2025

Diuna. Ród Harkonnenów. Tom 3 - Recenzja

 

„Diuna” stała się ostatnimi czasy intensywnie eksploatowaną franczyzą. Niektórzy powiedzą, że zbyt mocno, bo jakość kolejnych powieści z tego uniwersum jest, nie ukrywajmy, dyskusyjna. Brian Herbert i Kevin J. Anderson, kontynuując wizję Franka Herberta, znaleźli jednak sposób na zaistnienie w świadomości milionów fanów fantastyki, a jakiś czas temu do książek dołączyły też komiksy. To adaptacje na język tego medium wcześniejszych powieści tej dwójki autorów. Najpierw wydano „Ród Atrydów”, a teraz na półkach ląduje trzeci, ostatni tom „Domu Harkonnenów”. Poniżej o tym, jak się on prezentuje.

Przyparty do muru przywódca zdradzonego rodu Verniusów decyduje się na desperacki krok, mający pozwolić mu w końcu wywrzeć zemstę na znienawidzonym Imperium. W tym czasie na Kaladanie Leto Atryda musi zmierzyć się ze spowodowanymi haniebną zdradą tragicznymi wydarzeniami i niezwykle bolesną, osobistą stratą. Z kolei Arrakis opiera się próbom transformacji ekologicznej, jaką usilnie próbuje zaimplementować imperialny planetolog.

Scenarzyści prowadzą fabułę dynamicznie i sprawnie. Każdy zeszyt napisany jest w dokładnie taki sam sposób, według identycznego schematu – zawiera kilka oddzielnych wątków, a uwaga twórców płynnie skacze od jednego do drugiego, finalnie wszystko zmierza zaś bez większych przeszkód w jednym kierunku. Można zatem powiedzieć, że komiks pod względem konstrukcyjnym wygląda podręcznikowo. Zastrzeżenia, jakie można mieć do tego albumu, nie dotyczą jednak sposobu, w jaki Herbert i Anderson prowadzą opowieść. Prawdziwe problemy komiksu leżą bowiem gdzie indziej.

Najistotniejsza wada trzeciej odsłony „Rodu Harkonnenów” to w mojej opinii zauważalnie leniwe scenopisarstwo. Album prezentuje się tak, jakby autorzy chcieli jak najszybciej przełożyć na język komiksu środkową część swojej pierwszej trylogii, zgarnąć honorarium i zapomnieć o sprawie. Wątki są pocięte, prowadzone bardzo szybko i skrótowo, co nie pozwala wybrzmieć jakimkolwiek niuansom. Wszystko jest przesadnie czarno-białe, jasno określone, bez szansy na to, że nie będzie takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Tak, to wymyślony świat, ale każdy z nas wie, że żadna rzeczywistość nie wygląda w ten sposób. Nie tak pisał Frank Herbert. Jego świat kipiał kolorami i czarował odcieniami szarości, tymczasem Herbert syn i Anderson spłycają jego wizję, i choć konstruują fabułę sprawnie, to nie oferują przy tym niczego ponad jednowymiarową, akcyjną space operę.

Przytoczmy jedną ze scen omawianego komiksu. Na Kaladan przybywa Gurney Halleck, wówczas nieznany księciu Leto Atrydzie. Na dwóch (!) stronach widzimy, jak trafia przed oblicze władcy i opowiada mu, jak Harkonnenowie zniszczyli jego życie. Leto wysłuchuje tego obcego człowieka, po czym za namową mentata (przypomnijmy – to ludzki komputer, umysł do przesady rzeczowy i analityczny), przyjmuje go na służbę. Bez żadnej weryfikacji, czy nie jest przypadkiem szpiegiem wroga, tak po prostu – na słowo honoru. Czy można stworzyć bardziej naiwną scenę? Nawet jeśli odpowiedź byłaby twierdząca, uważam, że jest to bardzo trudne zadanie. Więc w zasadzie można to uznać za pewne osiągnięcie panów scenarzystów. Na koniec dorzucę jeszcze wisienkę na torcie – to wszystko mieści się zaledwie na dwunastu kadrach. Tego naprawdę nie trzeba dodatkowo komentować. Kurtyna.

Warstwa graficzna albumu to dzieło Michaela Schalfera, na którego rysunki psioczyłem przy okazji recenzji pierwszej odsłony „Rodu Harkonnenów”. W tym tomie ilustrator powraca w „glorii i chwale”, prezentując się dokładnie tak samo, jak wtedy. Postacie są przerysowane, przybierają karykaturalne pozy i miny, widać w nich także inspirację mangą, która do tego uniwersum pasuje raczej średnio. Mogę za to pochwalić galerię okładek i grafiki umieszczone na początku kolejnych zeszytów. Patrząc na nie, żałowałem, że cały komiks nie jest narysowany w tak piękny sposób.

Bardzo lubię „Diunę”, wychowałem się na powieściach Franka Herberta, nie chciałem więc być nadmiernie krytyczny względem dzieł oficjalnych kontynuatorów jego dzieła. Przez długi czas przymykałem oko na mankamenty powieści, a później komiksów Briana Herberta i Kevina J. Andersona. Ale obaj nie notują żadnego progresu, z każdym kolejnym tytułem piszą coraz gorzej, coraz bardziej powierzchownie i mechanicznie. Czasami nawet sentyment nie wystarcza, żeby bronić jednej z ulubionych serii, a obawiam się, że „Diuna” właśnie do takiego punktu dotarła.

Tytuł: Diuna. Ród Harkonnenów
Tom: 3
Scenariusz: Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Rysunki: Michael Schelfer
Kolory: Patricio Delpeche
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Dune: House Harkonnen Vol. 3
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Boom Studios!
Data wydania: marzec 2025
Liczba stron: 112
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-8230-923-2

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 09. 05. 2025).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz