sobota, 27 sierpnia 2022

X-Men. Era Apocalypse'a. Tom 4: Zmierzch - Recenzja

 

Klasyczne oblicze X-Menów ma swój niezaprzeczalny urok. Te potężne team-upy, wielkie problemy wielkich bohaterów, rodzinne dramaty, no i w końcu charakterystyczne, przesadzone rysunki. Lata dziewięćdziesiąte w komiksie superbohaterskim nie zostaną nigdy zapomniane, te opowieści będą pielęgnowane w sercach wielu geeków, a ich legenda, przekazywana z pokolenia na pokolenie, nie odejdzie w cień. Hmm, patetyzm „Ery Apocalypse'a” udzielił się najwidoczniej także mi… Ale okazja do dramatyzmu dobra, bo seria dotarła do swojego finału.

Plany przeciwników Apocalypse’a zaczynają w końcu nabierać realnych kształtów. Okazuje się, że nawet niektórzy poplecznicy tyrana nie chcą wiecznie żyć pod jego butem. I choć zagraża mu bunt, to despota ma kilka asów w rękawie. X-meni chcą przywrócić pierwotną rzeczywistość, jednak żeby to zrobić, muszą powstrzymać nadciągającą nuklearną zagładę. Pytanie, czy będą mieli wystarczająco dużo sił i czasu, żeby ocalić przyszłość.

„Zmierzch” stanowi konkluzję całej tej rozbudowanej (rozbuchanej?) historii i twórcy, chcąc nie chcąc, musieli kończyć kolejne wątki, łączyć je w całość i podsumować wszystkie wydarzenia. Ta konieczność spowodowała widoczną w wielu miejscach intensyfikację akcji. Do tej pory „Era Apocalypse’a” nie była wcale komiksem wolnym i refleksyjnym, teraz jednak jest chyba jeszcze szybciej, mocniej i bardziej dramatycznie. Czy jest to jednak zaleta? Mam w tej materii pewne wątpliwości. Akcja rusza z kopyta już od pierwszej strony i na dobrą sprawę ani na chwilę nie staje, a to w pewnym momencie robi się już odrobinę męczące. Jeśli podczas lektury choćby na moment stracimy czujność, niektórym scenom może towarzyszyć mały chaos, a zasadne staną się pytania o to „kto?” i „dlaczego?”. Dlatego lepiej uważać.

„Era Apocalypse'a” jest idealnym przykładem komiksu swoich czasów. To wielki, rozpisany na kilkadziesiąt zeszytów event, który jest patetyczny aż do przesady. Każdy liczący się superbohater uczestniczył w czymś takim. W samym Marvelu za przykład tego rodzaju tytułu można podać „Maximum Carnage” ze Spider-manem w roli głównej, zaś jeśli chodzi o konkurencyjne DC Comics, pierwszy na myśl przychodzi epicki „Knightfall” i wynikające z niego „Knightquest” i „KnightsEnd” – przełomowe serie z udziałem Batmana. Podobne ambicje od początku mieli też twórcy projektu z udziałem mutantów z Domu Pomysłów. W tym przypadku  jest podstawowy problem – założenia „Ery Apocalypse’a” są takie, że mamy do czynienia z alternatywną rzeczywistością, ze światem, który zastąpił wcześniejszą wersję. W momencie powstawania cyklu nikt co prawda nie wiedział, czy „X-meni” powrócą do wcześniejszej linii czasowej, jednak bądźmy szczerzy – czy były realne szanse na absolutną, bardzo drastyczną zmianę? No właśnie. Dlatego też stawka, choć pozornie wysoka, raczej nie potrafi wzbudzić większych emocji, zwłaszcza w dzisiejszym czytelniku, który wie, że absolutnie wszystko da się odwrócić.

Bezsprzeczną wartością „Ery Apocalypse’a” jest za to pokazanie, w jaki sposób kiedyś pisało się komiksy. Obok akcji są to na przykład dymki dopowiadające pewne rzeczy, tłumaczące, co bohater robił wcześniej, jakie poświęcenie jest jego udziałem, kogo kocha, co myśli... To swoisty „głos z offu”, który dzisiaj wydaje się do niczego niepotrzebny, w latach dziewięćdziesiątych był jednak stałym elementem komiksu superbohaterskiego. I choć obecnie ten zabieg może jawić się jako staroświecki, to ma pewien urok, bo ma za zadanie nadać fabule osobistego charakteru i pokazać, jak wydarzenia wpływają na protagonistów. Warto te próby docenić.

Raczej nie można było spodziewać się żadnej rewolucji po warstwie graficznej czwartej odsłony „Ery Apocalypse'a”, i takowej faktycznie nie ma. Ilustracje są utrzymane w tym samym stylu co wcześniej, innymi słowy – przesadzone i wypełnione po brzegi akcją. W moim odczuciu kolejne kadry zbyt często są zwyczajnie nieczytelne i stanowczo za bardzo przeładowane. Nie wiem, może są fani takiej stylistyki, ja jednak do nich nie należę. Wolę, kiedy rysunki są bardziej stonowane, a co za tym idzie, przejrzyste.

A zatem „Era Apocalypse’a” dobiegła końca. Czy warto było odbyć tę podróż? Chociażby ze względów poznawczych odpowiedź musi brzmieć „tak”! Otwarte pozostaje pytanie, czy jest to komiks, który zapadnie w pamięć czytelników na dłużej. Jego największą zaletą jest wartość historyczna, to także podróż sentymentalna dla obecnych czterdziestolatków, którzy wychowali się na komiksach wydawanych przez TM-Semic. Tak pisało się komiksy kiedyś, droga młodzieży – take it, or leave it!

Seria: X-Men. Era Apocalypse'a
Tytuł: Zmierzch
Tom: 4
Scenariusz: różni autorzy
Rysunki: różni artyści
Kolory: różni artyści
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: maj 2022
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-78-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 17. 06. 2022).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz