wtorek, 9 czerwca 2020

Droga ku wieczności. Tom 1: Bóg Szeptów - Recenzja

Na polskim rynku komiksowym ukazuje się ostatnimi czasy bardzo dużo różnych tytułów. Superbohaterowie, kryminały, sensacja, horrory – takich rzeczy jest bez liku. Trochę gorzej sprawa wygląda, jeśli idzie o typowe fantasy. Jasne, kilka komiksów w tym stylu z pewnością znajdziemy, za przykład niech posłuży „Thorgal” czy „Saga”, odnoszę jednak wrażenie, że ta odnoga obrazkowej rozrywki jest traktowana u nas nieco po macoszemu. W związku z tym cieszy, że od czasu pojawiają się nowe cykle traktujące o tej bardziej magicznej stronie fantastyki – radość jest tym większa, jeśli prezentują one wysoki poziom, a tak właśnie dzieje się w przypadku „Drogi do wieczności”.

Ludność zamieszkująca krainę Zhal żyje pod panowaniem Boga Szeptów. Nazywany Błotnym Królem, w magiczny sposób związał życie niezliczonej rzeszy poddanych z własną egzystencją. Dlatego kiedy grupa śmiałków chcących go zdetronizować dokonuje śmiałego napadu i porywa władcę, nie może go zwyczajnie zabić. Jeśli tak by się stało, wraz z nim przepadłyby wszystkie powiązane z nim istoty. Plan jest więc inny – zawieźć despotę w miejsce, gdzie najpierw zostaną zerwane wszystkie więzi, a dopiero później zginie on sam.

Pierwsze co rzuca się w oczy podczas lektury „Drogi ku wieczności”, to inteligentna akcyjność tego tytułu. Wydarzenia toczą się w dość szybkim tempie właściwie od samego początku. Nie oznacza to jednak, że na kolejnych kartach brakuje refleksyjnych scen. Co to, to nie, bo nie dosyć, że występują, to są też dobrze wplecione w opowieść, przynosząc moment oddechu dokładnie wtedy, kiedy tego potrzeba. Określiłbym ten stan rzeczy jako niegłupią rozrywkę, której twórcy, jak nietrudno wywnioskować, w pierwszej kolejności stawiają na zabawę.

Bardzo dobre wrażenie robią nakreśleni przez Remendera bohaterowie. Na pierwszym planie stoi, rzecz jasna, centralna postać tego komiksu, Adam Osidis. Pochodzący z wyklętego rodu mężczyzna stara się jak może, by oczyścić imię bliskich. Autor dobrze umotywował jego poczynania, pokazując przy okazji targające nim dylematy. Pojawia się też sprawa dumy osobistej i tego, czy jej zachowanie warte jest wielkich wyrzeczeń, czy też może w momencie, kiedy pojawia się kwestia dobra najbliższych, warto nieco nagiąć ideały, żeby zapewnić im przetrwanie. Czuć, że nie jest to papierowa postać. Niezwykle udanie prezentuje się także drugi plan – kolejne karty roją się od interesujących charakterów. Każdemu, na kim skupia się chwilę dłużej, scenarzysta daje wiarygodne tło i motywację, dzięki czemu wpływ tych bohaterów na bieżące wydarzenia jest nie tylko zauważalny, ale wręcz niebagatelny.

Bardzo ciekawie jawi się także główny antagonista. Postać tak zwanego Błotnego Króla, vel Boga Szeptów, początkowo wydaje się być strasznie jednowymiarowa. To kolejny tyran władający wielką mocą, dzięki której mógł zniewolić wiele istnień i rządzić nimi wedle własnego uznania. Jednym słowem, despota. Wraz z biegiem akcji dowiadujemy się jednak o nim coraz więcej, a co za tym idzie, zaczynamy dostrzegać w nim inne cechy aniżeli tylko czyste zło i zdolności manipulacyjne. Te odcienie szarości każą nam się zastanowić, czy nie jest to przypadkiem postać, która z premedytacją kreuje wizerunek okrutnika, a jeśli tak jest w istocie, to jakie inne cele jej przyświecają? Ta moralna niejednoznaczność występuje zresztą także w przypadku wspomnianych w poprzednim akapicie bohaterów pozytywnych, a to z kolej sprawia, że ten fantastyczny świat zostaje w dużym stopniu urealniony.

Ilustracje Jerome'a Openy są efektowne i miłe dla oka. Momentami na myśl przywodzą mi nieco prace Jima Lee – są dosyć ostre, a autor nie lekceważy szczegółów mimiki postaci. Całość jest ponadto bardzo kolorowa – odpowiedzialny za ten element warstwy graficznej Matt Hollingsworth wykonał dobrą robotę, bo przy sporym nasyceniu barw zachował dużą klarowność. Na końcu albumu znajdziemy też galerię okładek alternatywnych i szkicownik – warto o tym wspomnieć, ponieważ tym razem dodatki są całkiem obszerne.

Rozpoczęta oryginalnie w 2016 roku „Droga do wieczności” pokazuje, że komiksowe fantasy żyje i ma się całkiem dobrze. W pierwszym tomie swojej nowej serii Rick Remender zaprezentował opowieść, która ma szansę na to, żeby zdobyć serca komiksiarzy. Stać się tak może nie tylko za sprawą szybkiej i angażującej akcji, ale przede wszystkim dobrze nakreślonych postaci, których motywację jesteśmy w stanie zrozumieć, i z którymi czasami łatwo się identyfikować. Te kilka godzin, które można przy tym albumie spędzić, okazało się nader przyjemnym doświadczeniem. Teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że na drugi tom nie będziemy musieli czekać zbyt długo.

Seria: Droga ku wieczności
Tom: 1
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Jerome Opena, James Harren
Kolory: Matt Hollingsworth
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Tytuł oryginału: Seven to Eternity #1-9
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: kwiecień 2020
Liczba stron: 264
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-65938-97-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 02. 05. 2020).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz