czwartek, 16 kwietnia 2020

Providence. Tom 2 - Recenzja

Alan Moore to komiksowy artysta. Wizjoner, który wiele razy udowadniał, że jego głowa pełna jest nieszablonowych i bardzo ambitnych pomysłów, które po przelaniu na papier są w stanie zafascynować także rzesze czytelników. Zetknięcie się wyobraźni Anglika z pomysłami innego wielkiego pisarza, Howarda Phillipsa Lovecrafta, musiało przynieść coś niesamowitego. Przedsmak tej twórczej uczty dostaliśmy już w „Neonomiconie” oraz w pierwszej odsłonie „Providence”. Teraz zostajemy jeszcze głębiej zanurzeni w odmęty szaleństwa towarzyszącego poruszaniu się na granicy kontaktu z pradawną kosmiczną grozą.

Robert Black odwiedza kolejne miasta Nowej Anglii. Młody mężczyzna szuka pewnej okultystycznej księgi, której dostępność jest bardzo ograniczona. Zbiera też materiały do książki na temat ludowości Stanów Zjednoczonych i pierwotnych zwyczajów ich mieszkańców, przy okazji notując pomysły na powieść i opowiadania. Wizyty w kolejnych miejscach stają się coraz bardziej niepokojące, a wokół Blacka narasta atmosfera szaleństwa. Mężczyzna zaczyna powoli gubić się w tym, co jest jawą, a co snem. W dodatku, co niepokoi nawet bardziej, dni zaczynają mu przeciekać między palcami, poddając w wątpliwość stan jego zdrowia psychicznego.

Przyznajmy uczciwie – jeśli ktoś nie ceni sobie prozy Howarda Phillipsa Lovecrafta, nie ma czego szukać w „Providence”. Cały ten komiks to jeden wielki hołd dla pisarstwa Amerykanina, naszpikowany odniesieniami i nawiązaniami do jego twórczości. Już pierwszy tom oraz „Neonomicon” dały nam obraz tego, czego możemy się spodziewać w kolejnych rozdziałach. Negacja rzeczywistości, szaleństwo, mistycyzm – te motywy są tu opisane wyjątkowo sugestywnie. Nie wszystko jest co prawda takie, jakie pamiętamy z opowiadań Mistrza, ale o to właśnie chodzi – Moore interpretuje poruszaną przez Lovecrafta tematykę po swojemu, dodając do niej własne przemyślenia i nietypowe dla oryginalnych pomysłów elementy. Takimi na pewno są, chwilami dość mocno eksponowane, wątki prezentujące seksualność bohaterów i ich sypialniane preferencje. Cień z Providence unikał ich jak ognia, serwując nam jedynie niejasne domysły, ale Moore nie ma oporów przed prezentowaniem scen, które mogą wręcz zgorszyć niektórych odbiorców.

Drugi tom „Providence” znacząco potęguje nastrój szaleństwa towarzyszącego kolejnym poczynaniom Roberta Blacka. Moore buduje klimat między innymi dzięki igraniu z poczuciem upływu czasu. Główny bohater doświadcza niewytłumaczalnych sensacji, co zaczyna powoli zaburzać jego poczytalność. Dużą rolę odgrywają tu również sny. Istotne są zwłaszcza idee zahaczające o motyw hipnozy – w ten sposób pewne zjawiska tłumaczy sobie przynajmniej nasz protagonista, jednak problem sięga znacznie głębiej. Black nie do końca wie, co jest jawą, a co snem, a to z kolei wiąże się z jego problemami z rozróżnieniem fikcji od rzeczywistości. Uciekają mu kolejne dni, podczas których mógł dopuścić się strasznych rzeczy – sam jednak nie wie, czy faktycznie może mieć sobie coś do zarzucenia, czy wszystko jest nader realistycznym złudzeniem.

„Providence” nie jest komiksem, który czyta się jak szeregowy tytuł rozrywkowy – to dzieło bardzo wymagające, trzeba mu poświęcić czas i uwagę. Przede wszystkim bardzo ważna jest znajomość pisarstwa Lovecrafta (nie śmiem nawet zgadywać, jak wypada lektura z perspektywy laika, skoro nawet znając dzieła Mistrza, można się czasami nieco pogubić w meandrach opowieści i nawiązań). Kolejną rzeczą jest poziom skomplikowania fabuły. Nawet najmniejsze wątki i pojedyncze wzmianki mogą okazać się kluczowe, dlatego warto czytać ten komiks naprawdę od deski do deski, łącznie z zamieszczonymi na końcach kolejnych rozdziałów fragmentami raptularza – dziennika głównego bohatera. Black stara się po swojemu zinterpretować wydarzenia będące jego udziałem, a konfrontacja tych fragmentów z tym, co czytelnik sam wyłapał, jest bardzo ciekawa. Zaskakującym pomysłem Moore’a okazało się też osadzenie w fabule samego Lovecrafta, jako jednej z osób spotkanych przez protagonistę podczas jego poszukiwań. Postać pisarza powinna pojawić się także w ostatnim tomie „Providence”, a jego występ zapowiada się nad wyraz ekscytująco.

Ilustracje to ponownie dzieło Jacena Burrowsa. Amerykanin doskonale czuje to, co chce przekazać Moore, a jego rysunki stanowią bardzo ważny element komiksu. Są realistyczne (co ma duże znaczenie w scenach dotykających szaleństwa i sennych majaków) oraz szczegółowe (to z kolei sprzyja przedstawieniu świata, w którym toczy się opowieść i późniejszego zestawienia scen zwyczajnych z tymi bardziej fantasmagorycznymi). Na wielu kadrach niby nic się nie dzieje, ale Burrowsowi udaje się wzbudzić w czytelniku specyficzny, podskórny niepokój. W „Neonomiconie” było kilka scen kontrowersyjnych, zahaczających o mocniejsza erotykę. Znajduje się dla nich miejsce także w „Providence”, co tych czytelników, którzy narzekali wtedy, może ponownie zniesmaczyć.

Bez cienia wątpliwości – „Providence” nie jest komiksem łatwym, a niektórych czytelników sposób prowadzenia przez Moore’a narracji wręcz odrzuci. Jeśli jednak ktoś mieni się fanem twórczości Lovecrafta, wówczas lektura z pewnością przyniesie mu masę niezapomnianych wrażeń. Anglik nie ograniczył się bowiem do kopiowania stylu amerykańskiego pisarza, ale stworzył zamiast tego coś pokroju własnego świata, w którym owszem, występują elementy słynnej mitologii, ale gdy trzeba, zostają one zmodyfikowane tak, by dopasować się do nowej, równie błyskotliwej wizji. Jestem, nomen omen, szalenie ciekawy w jaki sposób ta opowieść zostanie zakończona.

Tytuł: Providence
Tom: 2
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik; tłumaczenia fragmentów dzieł Lovecrafta: Maciej Płaza
Tytuł oryginału: Providence, vol. 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Avatar Press
Data wydania: październik 2019
Liczba stron: 184
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3586-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 02. 02. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz