poniedziałek, 18 lutego 2019

Jacek Piekara "Płomień i Krzyż. Tom 3" - Recenzja

Jacek Piekara osiągnął ostatnimi czasy dość imponujące pisarskie tempo. 2018 rok to aż dwie nowe książki – zbiór opowiadań „Bestie i ludzie” i kolejna odsłona Cyklu Inkwizytorskiego, drugi tom „Płomienia i Krzyża”. O ile pierwsza z nich nie prezentowała najwyższego poziomu, o tyle druga mile mnie zaskoczyła. Nie wiem, być może na ten stan rzeczy złożyła się długa przerwa, jaka dzieliła tę część od poprzedniej, ale podczas lektury bawiłem się naprawdę przednio. W tym kontekście bardzo dobrą informacją było, że na trzeci tom nie będzie trzeba czekać długo, bo zaledwie cztery miesiące. Teraz, kiedy książka wylądowała już na księgarskich półkach, możemy skonfrontować oczekiwania z rzeczywistością.

W wyniku działań Arnolda Lowefella w Studni Dusz Wewnętrzny Kręg Inkwizytorium musi przedsięwziąć dość ryzykowną misję. Chodzi o wysłanie na daleką Ruś ekspedycji złożonej z kilkorga funkcjonariuszy Świętego Oficjum. Drużyna ma na celu zlokalizowanie i, jeśli będzie to możliwe, przewiezienie na teren klasztoru Amszilas jednego z mitycznych wampirów. Półtora tysiąca lat wcześniej potwór był świadkiem zstąpienia Jezusa z Krzyża i rzezi Jerozolimy, a więc podsiada bezcenną wiedzę. To jednak ledwie cel poboczny, bo inkwizytorzy podejrzewają, że krwiopijca wie, jak otworzyć potężną magiczną księgę Szachor Sefer, zaklętą w umyśle niejakiego Mordimera Madderdina.

Poprzedni tom tego podcyklu skupiał się w znacznej mierze na mających duże znaczenie dla fabuły kobietach. Poznawaliśmy je dzięki głównemu bohaterowi, Arnoldowi Lowefellowi, dawnemu perskiemu magowi, a obecnie praworządnemu inkwizytorowi. Ówczesna ekspozycja poszczególnych postaci przydaje się teraz, bowiem przedstawicielki płci pięknej ponownie odgrywają dość istotną rolę dla całości. Najbardziej intryguje Katrina, rezydentka klasztoru Amszilas, której przeszłość owiana jest mgłą tajemnicy. Kobieta wydaje się posiadać ogromną magiczną moc, co każe nam zadawać pytanie o to, kim ona właściwie jest?

Blurb z tyłu książki obiecuje nam ponowne spotkanie Mordimera Madderdina. Co ciekawe, jego nieobecność w poprzedniej części „Płomienia i Krzyża” okazała się niezwykle odświeżająca – obyło się dzięki temu bez powtarzanych przez bohatera banałów o czułym powonieniu czy nieustannych przemyśleń na temat kondycji ludzkości. W tomie numer trzy, mimo szumnych zapowiedzi, Madderdin nie dostaje zbyt wiele miejsca i wydaje się, że Piekara dodał go przede wszystkim właśnie ze względów promocyjnych. Bo jakkolwiek bohater wciąż jest istotny dla całej opowieści, tak w omawianej książce odgrywa wybitnie drugoplanowa rolę.

Nie oszukujmy się, za trzeci tom „Płomienia i Krzyża” wezmą się jedynie sympatycy całego cyklu (a tych, wydaje mi się, wciąż jest całkiem sporo), i dla nich najistotniejsze będzie to, czy Jacek Piekara odkrywa tu kolejne karty pomagające ujrzeć świat przedstawiony w nowym świetle i dowiedzieć się o nim więcej. Do tej pory, patrząc na książki o inkwizytorach, więcej w nich było pytań niż odpowiedzi, ale akurat w „Płomieniu i Krzyżu” autor stara się rozwiać przynajmniej część wątpliwości, jakie mogą męczyć długoletnich fanów serii. Dzieje się tak między innymi dzięki dokładniejszemu wyjaśnieniu czym zajmują się mnisi rezydujący w Amszilas i w jaki sposób próbują oddziaływać na otaczający ich świat. Autor próbuje także powiązać niektóre stwory z bestiariusza z wydarzeniami sprzed lat, co z kolei pozwala na lepsze zrozumienie pewnych rzeczy mających miejsce przy zstąpieniu Jezusa z Krzyża. Co prawda Piekara wciąż nie odkrywa wielu kart, ale cieszy, że w końcu zaczął trochę więcej wyjaśniać. Chyba sam w końcu uznał, że nie będzie już korzystał z jednego, mocno ogranego schematu. I chwała mu za to.

Kolejna odsłona inkwizytorskiego cyklu charakteryzuje się dość powolnym tempem akcji, co w pewnym momencie zaczyna nieco nużyć. Autorowi zdarza się za bardzo skupiać się na wspomnianych wcześniej tajemnicach i detalach świata przedstawionego, zapominając przy tym o odpowiednim rytmie opowieści. To sprawia z kolei, że znajdziemy tu sceny, które zwyczajnie się ciągną. Mowa tu zwłaszcza o fragmentach na Rusi – czy to na dworze tamtejszych możnych, czy nawet podczas konfrontacji z wampirem. Te pierwsze nie wnoszą zbyt wiele do fabuły i czuć, że to tylko przerywnik i wypełniacz, z kolei moment, o którym można na początku myśleć, że będzie kulminacyjnym, ostatecznie okazuje się wypadać gdzieś w połowie książki i razić zbytnią skrótowością.

Choć kolejna odsłona „Płomienia i Krzyża” ma swoje wady, to w znacznej mierze jest to utrzymanie interesującego kursu, jaki Jacek Piekara obrał w poprzednim tomie. Cieszy, że zdecydował się w końcu zacząć odpowiadać na powstałe w ciągu wielu lat trwania cyklu pytania. W innym wypadku seria mogła osiąść na mieliźnie, a tak wydaje się, że wpłynęła w dość ciekawe fabularne rejony. Mam nadzieję, że autor utrzyma wysoką formę w kolejnych tomach, i że nie będziemy musieli na nie zbyt długo czekać. Oby obecna literacka płodność Piekary trwała jak najdłużej, widać bowiem, że wciąż ma serce do wykreowanego przez siebie świata i chyba w końcu przestał odcinać od niego kupony oraz zaczął go faktycznie rozwijać.

Autor: Jacek Piekara
Tytuł: Płomień i Krzyż. Tom 3
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: luty 2019
Liczba stron: 475
ISBN: 978-83-7964-393-6

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz