piątek, 10 sierpnia 2018

Punisher Max. Tom 4 - Recenzja

Punisher to bez cienia wątpliwości jeden z najbardziej bezkompromisowych antybohaterów w mainstreamowym komiksie superbohaterskim. Prowadzący prywatną wojnę z przestępczością Frank Castle zostawił za sobą tysiące ofiar, ale nigdy nie były to osoby niewinne – mściciel zawsze brał na cel członków zorganizowanych grup przestępczych i degeneratów, raz na zawsze uwalniając od nich społeczeństwo. W interpretacji Gartha Ennisa bohater jest jeszcze bardziej bezwzględny i krwiożerczy, a jego misja cechuje się wyjątkową brutalnością. Czwarty tom „Punishera” ukazującego się w ramach imprintu „Max” tego obrazu rzeczy nie zmienia.

Także i tym razem na całość składają się dwie osobne opowieści. Pierwsza z nich traktuje o polowaniu na rosyjskiego zbrodniarza wojennego, generała Zacharowa, który podczas Zimnej Wojny „zasłynął” brutalnymi mordami dokonywanymi na ludności cywilnej. Były wojskowy stanowi dla Castle’a spore wyzwanie, ponieważ tak jak on każdy swój ruch planuje z dużym wyprzedzeniem. Jedno jest pewne – ich potyczka będzie krwawa. Druga opowieść prezentuje próbę zemsty na Punisherze, dzieło  wdów po zamordowanych przez niego gangsterach. W sprawę dodatkowo angażuje się pewna tajemnicza kobieta, która ma własne porachunki z tymi paniami.

Mając w pamięci bardzo wysoką jakość, jaką charakteryzowały się poprzednie odsłony serii, można było spodziewać się, że i tym razem Ennis nie obniży lotów. I faktycznie, kolejne dwie opowieści o Punisherze ponownie stoją na odpowiednim poziomie. Jednak o ile przy okazji recenzji tomu numer trzy pisałem, że jeśli ktoś nie zna cyklu od początku, to może spokojnie zacząć swoją z nim przygodę od tego właśnie momentu, o tyle teraz już tak nie jest. Obie składowe są bowiem mocno powiązane z wydarzeniami, które miały miejsce we wcześniejszych zeszytach i dla komfortu lektury dobrze  poznać je przed zapoznaniem się z kolejnymi perypetiami Castle’a.

Warto docenić fakt, że Garthowi Ennisowi wydają się w ogóle nie kończyć pomysły. Kiedy myślimy, że powiedział już wszystko w temacie brutalnej walki z przestępczością, okazuje się, że kolejna historia niesie ze sobą coś nowego i znów jest bardzo emocjonująca i angażująca. Scenarzysta potrafi przedstawić kontrowersyjne tematy w taki sposób, że ze wszystkich sił zaczynamy kibicować Punisherowi w jego misji, nawet mimo faktu, że w gruncie rzeczy działa on poza prawem. Kolejne sceny dobitnie udowadniają jednak, że w niektórych przypadkach nie można postąpić inaczej  niż walczyć z ogniem za pomocą ognia.

„Punisher Max” to seria, która nie oferuje tylko jednego ciekawego bohatera. Oczywiście na pierwszym planie stoi tu Frank Castle, a sposób, w jaki scenarzysta przedstawił tę postać, powoduje, że ręce same składają się do oklasków, ale istotne jest także to, że poza nim Ennis powołuje do życia całą galerię interesujących i bardzo barwnych bohaterów drugoplanowych oraz antagonistów. Duże wrażenie robią chociażby postacie kobiece. Spotykamy tu na przykład starą znajomą, Kathryn O’Brien, ponownie udowadniającą, że jest osobą silną, której nie można odmówić olbrzymiej dozy determinacji. Można ją jednak uznać za bohaterkę pozytywną. Ci stojący po przeciwnej stronie barykady też przykuwają uwagę. Na pierwszy plan wysuwa się zwłaszcza generał Zacharow. Wydaje się on prymitywną bestią w ludzkiej skórze, ale gdy spojrzymy bliżej, dostrzeżemy dużo więcej, także cechy, które mogą imponować, takie jak świetny zmysł taktyczny czy duża skuteczność w działaniu. Obie wyżej wymienione postaci to przy tym bynajmniej nie wszystko co ma do zaoferowania autor, bowiem praktycznie każdy, kto pojawia się na drodze Castle’a, jest dobrze zarysowany i wiarygodny. To naprawdę bardzo mocna strona pisarstwa Ennisa.

Zawarte tu opowieści ilustrowało dwóch artystów. Pierwszym z nich jest Leandro Fernandez, który pracował przy każdym z wydanych dotąd tomów. Jego prace do „Człowieka z kamienia” robią wrażenie. Dynamiczne kadry, pokryte nieco przytłumionym kolorem, dobrze pasują do miejsca akcji, którym są pustynne równiny Afganistanu. Kolejny plastyk, Lan Medina, debiutował na kartach serii, tworząc ilustracje wyraziste, realistyczne i z grubym konturem. W jego interpretacji Punisher jawi się jako wyjątkowo groźny i potężny facet. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze mieli okazję podziwiać efekty jego pracy, bo te są zwyczajnie miłe dla oka.

Czwarty zbiorczy tom „Punisher Max” trzyma wysoki poziom, jakim od samego początku charakteryzuje się prowadzona przez Gartha Ennisa seria. Irlandczyk na jej łamach ukrył swoje skrzywione poczucie humoru, oferując w zamian czytelnikowi ostrą jazdę bez trzymanki, uwypuklającą najbardziej mroczne i brutalne momenty misji Franka Castle’a. Taki manewr okazał się strzałem w dziesiątkę, bo kolejne odsłony cyklu niezmiennie czyta się wybornie. Utrzymanie formy na tak długim dystansie wydawało się niemożliwe, ale tak się jednak stało – „Punisher Max” nie ma słabszych stron, czego  dowodem jest jego nowy tom.

Tytuł: Punisher Max
Seria: Max Comics
Tom: 4
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Leandro Fernandez, Lan Medina
Kolory: Dan Brown, Gulia Brusco, Raul Trevino
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher Max vol. 4
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: kwiecień 2018
Liczba stron: 312
Oprawa: twarda
Papier: kredowy

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

2 komentarze:

  1. O, nie wiedziałem, że Egmont sygnuje te doskonałości. Na razie jednak robię wolne od komiksów. Muszę się uporać ze stosami bibliotecznymi :)

    OdpowiedzUsuń