czwartek, 15 marca 2018

Green Arrow (Odrodzenie). Tom 2: Wyspa Blizn - Recenzja

Można powiedzieć, że pierwszy tom „Green Arrow” prezentował się całkiem przyzwoicie, ostatecznie plasując się gdzieś w środku stawki nowych tytułów z „Odrodzenia”, wprowadzonych na polski rynek przez Egmont. Otrzymaliśmy wówczas rozrywkę prostą, ale angażującą i nieobrażającą szarych komórek odbiorcy, co w tej konkretnej inicjatywie DC Comics wcale nie jest regułą. Benjamin Percy, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wydawał się odpowiednim twórcą do poprowadzenia postaci Szmaragdowego Łucznika. W „Wyspie Blizn” miał okazję potwierdzić, że faktycznie jest właściwą osobą na właściwym miejscu.

Po wydarzeniach przedstawionych w „Śmierci i życiu Olivera Quinna” tytułowy bohater, wraz z Black Canary i Johnem Diggle’m, trafia na zagadkową wyspę. Szybko okazuje się, że nie jest ona tak bezludna, jak się wydawało. Dodatkowo, powiązana jest z Dziewiątym Kręgiem, organizacją, która nie tak dawno sprawiła bohaterom sporo problemów. Tubylcy kryją niebezpieczną tajemnicę, a jej odkrycie może się okazać zabójcze w skutkach. Jakby tego było mało, Oliver i Dinah trafiają do Empire Expressu, w którym zaawansowane rozmowy pokojowe światowych przywódców mogą zakończyć się fiaskiem w obliczu działań sabotażysty.

Cały tom zasadniczo dzieli się na dwa główne wątki. Ten poświęcony Emiko, siostrze Olivera, zasadza się na akcji przeplatanej scenami retrospekcyjnymi, nieco rozbudowującymi relacje rodzeństwa. Część dziejąca się obecnie to przede wszystkim historia matki Emiko, która pracuje dla yakuzy. Dziewczyna chce ją uratować i w tym celu rzuca wyzwanie szefowi mafii. W obu przypadkach Percy’emu chodzi przede wszystkim o pogłębienie więzi, łączącej młodą bohaterkę z bliskimi jej ludźmi i zabieg ten wychodzi całkiem dobrze – motywacja protagonistki w obu liniach czasowych jest przedstawiona wiarygodnie, a samą Emiko, mimo jej młodego wieku, pokazano jako osobę, która wie, do czego dąży.

Główna część albumu to jednak dwie osobne, dwuzeszytowe historie, kontynuujące perypetie Green Arrowa. Końcówka poprzedniego tomu przeniosła akcję na wyspę, na której wylądował bohater w towarzystwie dwojga innych osób. I tutaj też podejmuje opowieść scenarzysta. Niestety, ten epizod jest zauważalnie gorszy nie tylko od poprzedniego, ale także od wcześniejszego tomu. Percy prowadzi historię w dosyć dziwny sposób – całości brakuje przede wszystkim płynności, kolejne sceny są z kolei zbyt rozstrzelone stylistycznie. Początkowo mamy do czynienia z dwojgiem rozbitków i kadrami w klimacie survivalowo-romantycznym. Za chwilę następuje przeskok do Johna Diggle’a walczącego z niedźwiedziem-robotem (sic!), a w kolejnych scenach poznajemy miejscowe plemię dzikusów, produkujących narkotyki i mających w planach transport rzeczonych do USA, za pomocą wybudowanej przez firmę Queena podwodnej kolei. No litości! To wszystko kompletnie do siebie nie pasuje, a infantylizm psuje lekturę tych dwóch zeszytów, od których cały tom wziął nazwę.

Lepiej na szczęście jest już w opowieści zamykającej całość. Ona jednak zasadza się właściwie tylko na akcji, która pędzi na złamanie karku, więc jeśli szukamy tu czegoś więcej aniżeli sensacji, lekturę skończymy rozczarowani. Sama intryga „Morderstwa w Empire Expressie” jest dość mocno naciągana, ale mimo to ta część sprawia całkiem dobre wrażenie, głównie dzięki dynamice i zauważalnej efektowności. Na myśl przychodzą mi tu niesamowite pościgi i ewolucje rodem z filmów sensacyjnych pokroju „Mission: Impossible” – właśnie w takim klimacie utrzymana jest ta część drugiego tomu „Green Arrow”.

Ponownie bardzo dobre wrażenie sprawia warstwa graficzna albumu. Odpowiadali za nią ci sami artyści co poprzednio, wspierani dodatkowo przez Stephena Byrne’a. Co prawda znowu przejawia się tu irytująca tendencja do angażowania do krótkiego w sumie projektu kilku różnych artystów, ale efekty ich pracy szczęśliwie są na tyle dobre, że jestem w stanie odłożyć na bok zwyczajowe malkontenctwo, spowodowane różnorodnością stylistyczną ilustracji. Najbardziej „leży” mi styl Juana Ferreyry, którego lekko rozmyte obrazki doskonale uwypuklają akcyjny charakter rysowanej przez niego części.

„Wyspa Blizn” jest zauważalnie gorszą pozycją od „Śmierci i życia Olivera Queena”, co nie znaczy, że można ją uznać za  słaby tytuł. Do miana dobrego komiksu co prawda trochę jej brakuje (przeciętny to chyba najlepsze słowo określające poziom), jednak da się ją przeczytać, nie czując przy tym zażenowania. Wyraźnie widać, że komiks pozbawiono głębszej treści, a skierowany został do młodszego odbiorcy, któremu nie będzie przeszkadzała pewna doza głupot i uproszczeń. Seria, mimo wszystko, ma potencjał, który może sprawić, że powróci na właściwe tory, ale kwestią dyskusyjną pozostaje, czy na taki krok zdecyduje się Benjamin Percy w kolejnych jej odsłonach. Czas pokaże.

Tytuł: Wyspa Blizn
Seria: Green Arrow
Tom: 2
Scenariusz: Benjamin Percy
Rysunki i kolory: Stephen Byrne, Otto Schmidt, Juan Ferreyra
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Green Arrow Vol. 2: Island of Scars
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: styczeń 2017
Liczba stron: 132
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2639-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz