niedziela, 11 marca 2018

Batman (Odrodzenie). Tom 2: Jestem samobójcą - Recenzja

Po sporym rozczarowaniu, jakie niosła ze sobą lektura pierwszego tomu odrodzonego „Batmana”, trudno było mieć szczególnie wygórowane oczekiwania odnośnie do drugiej odsłony serii. Wszak nie zmienił się scenarzysta, a fabuła jest bezpośrednią kontynuacją tej zaprezentowanej poprzednio. Czasami jednak się zdarza, że mimo oczywistych przesłanek, wskazujących na niską jakość danego komiksu, efekt końcowy zaskakuje in plus, zamykając usta krytykom. Osobiście miałem irracjonalną nadzieję, że „Jestem samobójcą” będzie przykładem takiego właśnie tytułu. Czy cud nastąpił – o tym opowiem poniżej.

Batman wyrusza na rządzoną przez Bane’a wyspę-więzienie, Santa Priscę. Jego celem jest odnalezienie i sprowadzenie do Gotham Psycho-Pirata, jedynego człowieka zdolnego odtworzyć zniszczoną psychikę Gotham Girl. Nietoperzowi towarzyszy kilku „wypożyczonych” z Arkham szaleńców, których unikalne zdolności mogą pomóc w osiągnięciu celu. Razem muszą stawić czoła nie tylko armii najemników broniących wyspy, ale przede wszystkim samemu Bane’owi, jedynemu złoczyńcy, któremu udało się złamać obrońcę Gotham City. Całość uzupełnia krótka i pełna emocji, dwuzeszytowa opowieść o specyfice relacji łączącej Batmana i Catwoman.

W „Jestem Gotham” zabrakło interesujących antagonistów. Tom King postanowił zmienić ten stan rzeczy w następnym tomie. Na scenie pojawia się tu zresztą nie byle kto, bo sam Bane – jeden z najmocniejszych przeciwników Gacka. Takie powroty przestępczych tuzów wydają się być na porządku dziennym w „Odrodzeniu”, bo to kolejne tego typu wydarzenie po tym, jak Superman mierzył się ze swoim nemezis – Doomsday’em. A jak wypada powrót Bane’a na pierwszy plan najważniejszego bat-tytułu? Nieszczególnie. W oczy rzuca się przede wszystkim kuriozalna decyzja, by paradował po swojej wyspie nago (na szczęście dzięki operowaniu cieniem oszczędzono nam pewnych dyndających szczegółów) i w takim stroju zasiadał na czymś w rodzaju tronu otoczonego stertą czaszek. Bane Barbarzyńca? Jakkolwiek by nie nazwać tego wcielenia złoczyńcy, prezentuje się ono niestety dosyć absurdalnie.

Być może więc to dowodzona przez Batmana drużyna ratuje sytuację? Co prawda bardzo bym chciał, by właśnie tak się stało, ale, niestety, Nietoperz i jego ekipa nie sprawiają najlepszego wrażenia. Sam główny bohater w wielu kolejnych scenach prezentuje irytującą żądzę zemsty na swoim przeciwniku, wielokrotnie wspominając, że chce „złamać mu pieprzony kręgosłup”. Taki obraz nijak nie pasuje do postaci, którą znają i kochają miliony fanów – na kartach „Jestem samobójcą” nie ma ona bowiem cienia charyzmy i bazuje przede wszystkim na przemocy, w wyniku czego jej detektywistyczne umiejętności pozostają niewykorzystane. Sytuacji nie ratuje reszta bohaterów – dwójka z nich to drugorzędni przestępcy, których rola w całej intrydze sprowadza się w zasadzie do kuriozalnej sceny ucieczki z wyspy (nie chcę nikomu odbierać „przyjemności” z odkrycia jej samemu, dlatego na tym stwierdzeniu poprzestanę). Mały plus można za to zapisać przy postaci Catwoman, która przynajmniej nie pałęta się bezcelowo po Santa Prisce, uczestnicząc aktywnie w wydarzeniach.

Jak dobrze pamiętamy, poprzedni tom przyniósł nam absurdalną scenę ujeżdżania przez Batmana spadającego samolotu. W „Jestem samobójcą” nie ma aż tak piramidalnej bzdury, ale King i tak nie wypada z „formy”. Uwagę zwraca zwłaszcza moment ataku na wyspę, kiedy Mroczny Rycerz szarżuje na setki uzbrojonych przeciwników. Oczywiście żaden z wystrzelonych w niego pocisków nie trafia w cel, co każe czytelnikowi poważnie zastanowić się nad tym, czy Bane faktycznie jest przestępcą inteligentnym, skoro zatrudnia najemników, którzy nie potrafią z kilku metrów ustrzelić człowieka.

Wracając jeszcze na chwilę do postaci Catwoman, bohaterka bardzo dobrze prezentuje się w zamykającej całość osobnej opowieści, „Dachy”. Traktuje ona o relacji Kotki i Batmana, a autor kładzie duży nacisk na łączące bohaterów wspomnienia. Między tym dwojgiem raz bywało lepiej, raz gorzej, zawsze jednak dało się wyczuć swoistą chemię. Podobnie jest i tym razem. To de facto pierwszy moment runu Toma Kinga w Batmanie, kiedy opowiadana przez niego historia angażuje czytelnika. W końcu czuć tu prawdziwe emocje, a dzieje się to nie w momencie pędzącej na łeb na szyję akcji, ale wtedy, kiedy rzeczona zwalnia i ustępuje pola bardziej refleksyjnemu obliczu Batmana. Co znamienne, ten wzrost formy ma miejsce poza główną linią fabularną, co pokazuje, że King potrafi pisać, ale zwyczajnie nie do końca sprawdza się w dłuższej formie.

Głównym plastykiem pracującym nad serią jest tym razem Mikel Janin, który chwilowo zastąpił na tym stanowisku Davida Fincha (Kanadyjczyk powróci w następnym tomie), co, patrząc po efektach jego pracy, było strzałem w dziesiątkę. Rysunki są bardzo miłe dla oka, a uwagę zwraca zwłaszcza realistyczny sposób rysowania i umiejętne korzystanie z większych, bardziej spektakularnych kadrów. Jakkolwiek można mieć sporą „bekę” z samego konceptu Conano-Bane’a, tak wizualnie prezentuje się on naprawdę wybornie – jest ukazany jako wielki i umięśniony facet, jednak Janinowi udało się przy tym uniknąć znanego z serii „Knightfall” przerysowania, kiedy można było odnieść wrażenie, że nawet mięśnie złoczyńcy mają własne mięśnie. Z kolei ilustrujący „Dachy” Mitch Gerards rysuje bardzo w stylu Tima Sale’a, co całkiem pasuje do tej dosyć sentymentalnej historii.

W ostatecznym rozrachunku „Jestem samobójcą” okazuje się być komiksem bardziej udanym niż „Jestem Gotham”. Nie jest to jednak wielki powód do radości, bo progres jest wyjątkowo niewielki i zasadza się przede wszystkim na interesującej opowieści pobocznej oraz lepszej warstwie graficznej. Główna linia fabularna wciąż kuleje, co jest sporym rozczarowaniem. Zmiana scenarzysty „Batmana” nie wyszła tytułowi na dobre. Scott Snyder także miał wielu krytyków (co w kontekście późniejszych tomów jego runu jest całkiem zrozumiałe), ale nawet oni muszą przyznać, że miał on zwyczajnie lepszy pomysł na Batmana niż Tom King. Pozostaje mieć nadzieję, że ten drugi odnajdzie w końcu dobrą formę. Czy tak się stanie, będziemy mieli okazję przekonać się już w czerwcu, gdy ukaże się kolejna odsłona prowadzonej przez niego serii.

Tytuł: Jestem samobójcą
Seria: Batman
Tom: 2
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Mikel Janin, Mitch Gerards
Kolory: June Chung, Mitch Gerards
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman Vol. 2: I Am Suicide
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 156
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2640-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz