środa, 1 marca 2017

Chłopaki. Tom 1: Jak na imię tej grze - Recenzja

Każdy, kto miał okazję zetknąć się z Kaznodzieją, zdaje sobie sprawę, że Garth Ennis nie jest twórcą uznającym kompromisy. W swojej najsłynniejszej serii wielokrotnie ocierał się o tematykę, która przez niektórych mogłaby zostać uznana za bluźnierczą. Kontrowersje potęgują zainteresowanie odbiorców – to prawda stara jak świat, istotne jednak, by produkt nie żył wyłącznie dzięki nim. Chłopaki to kolejne dzieło Irlandczyka, które można uznać za obrazoburcze. Czy także tym razem udało się zachować odpowiednie proporcje i uzyskać zadowalający efekt końcowy? Nie będę dawkować napięcia – tak, misja zakończyła się pełnym sukcesem, a pierwszy tom tego cyklu to kawał doskonałej rozrywki. 

Mieszkający w Glasgow Hughie ma prawdziwego pecha. Gdy wydawało mu się, że w końcu znalazł dziewczynę, z którą można wiązać przyszłość, ta ginie, dosłownie rozerwana na strzępy przez goniącego za złoczyńcą superbohatera. Co gorsza, heros bagatelizuje całe zdarzenie i równie szybko jak się pojawił (a ma na imię Pośpieszny), znika, kierując się ku rodzimej Ameryce. Pogrążonego w żalu mężczyznę odnajduje niejaki Billy Rzeźnik, pracujący dla CIA. Oferuje on mężczyźnie możliwość zemsty. Jedyne co musi zrobić Hughie, to wstąpienie w szeregi grupy odpowiadającej tylko przed prezydentem USA, a mającej na celu kontrolę (i czynne temperowanie) aktywnych superbohaterów. 

Jak na imię tej grze przynosi nam kolejną próbę dekonstrukcji mitu superbohaterskiego, jednak czyni to w sposób wybitnie rozrywkowy. Ennis stawia ważne pytania i porusza interesujące problemy, ale dodaje do tego całą masę brutalności, wyuzdania i zabawy, co daje w efekcie komiks zaskakująco lekki. To w żadnym razie nie jest wada, bo wyraźnie idzie odczuć, że Chłopaki nie aspirują do bycia sztuką wysoką. To nie są nowi Strażnicy, tylko bezkompromisowa jazda bez trzymanki, która poważniejsze kwestie podnosi niejako przy okazji. Trzeba sporego wyczucia, by tak sprawnie połączyć czystą akcję z frapującą tematyką, a Garthowi Ennisowi udało się to doskonale. 

Pierwszy tom Chłopaków charakteryzuje się sporą brutalnością. Główni bohaterowie w swojej misji kontrolowania „supków” nie przebierają w środkach. Krew leje się gęsto a mordobicia są naprawdę intensywne i emocjonujące. Czytelnik jest jednak w stanie zaakceptować skrajne metody stosowane przez Rzeźnika i spółkę, ponieważ ich przeciwnicy to ludzie o wiele bardziej zdemoralizowani, a przy tym wyjątkowo aroganccy i, we własnym odczuciu, także bezkarni. To naturalne, że przy takim przedstawieniu superbohaterów, czytelnik nie tylko nie jest w stanie im kibicować, ale życzy im jak najgorzej. Bezkompromisowość Chłopaków przejawia się także w scenach o charakterze seksualnym, których głównym zadaniem jest zaszokowanie czytelnika skalą moralnej korozji toczącej superbohaterów. Ważne jednak, że wyraźnie przy tym widać, iż mimo dużej siły rażenia tych scen, jest to jedynie środek wiodący do celu, a nie cel sam w sobie. 

Mocną stroną dzieła Gartha Ennisa są na pewno wyraziści bohaterowie. W pierwszym tomie poznajemy wszystkich z tytułowej grupy, ale bliżej mamy okazję spojrzeć na dwóch z nich – Billy’ego Rzeźnika i Tyciego Hughie. Ten pierwszy już na samym początku zyskuje sobie pewną dozę sympatii dzięki swoistej bezczelności, jaką się charakteryzuje. To ponadto facet pewny swoich możliwości, arogancki, wulgarny i cyniczny. Taka mieszanka na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie totalnie niestrawnej, ale o dziwo, bohaterowi udaje się szybko przekonać do siebie odbiorcę. Ennis dobrze opisał jego relację z kolejną ciekawą postacią – Tycim Hughie. Ten młody, pochodzący ze Szkocji, mężczyzna, przeżył wielką tragedię, gdy jego dziewczyna została zmieciona z powierzchni ziemi przez interweniującego superbohatera. Autor wiarygodnie przedstawia targające nim emocje i powolne dojrzewanie do dołączenia do jednostki prowadzonej przez Rzeźnika. Hughie także budzi sympatię, ale dzięki innym cechom – jest naturalny i troszkę nieporadny, ale ma serce po właściwej stronie, co sprawia, że od samego początku kibicujemy mu w jego poczynaniach. Reszta grupy zarysowana jest powierzchownie, podejrzewam jednak, ze Ennis zagłębi się w ich przeszłość w kolejnych odsłonach cyklu. Cycuś Glancuś, Francuzik i Niewiasta na pewno mają potencjał, by przykuć uwagę czytelnika. 

Odpowiedzialny za warstwę graficzną Chłopaków Darick Robertson, wykonał rzetelną pracę. Jego ilustracje są przejrzyste, realistyczne i często charakteryzują się mocnym, wyraźnym konturem. Pasują do scenariusza i zazwyczaj dobrze obrazują to, co w danej scenie chciał pokazać Ennis. Wpadek nie odnotowałem, całość ogląda się naprawdę przyjemnie, a w przypadku tytułu, który w znacznej mierze stawia na rozwałkę i akcję, jest to na pewno zaleta. 

Pierwszy tom Chłopaków bierze na tapetę tematykę superbohaterską i wywraca ją do góry nogami. Paradoksalnie to idealny tytuł zarówno dla wielbicieli zamaskowanych herosów, jak i dla tych, którzy ich szczerze nie znoszą. Garth Ennis pokazał, że tworzone przez niego opowieści wciąż mają bardzo dużą siłę rażenia i potrafią zaprezentować znane motywy w nowym świetle. To bezkompromisowa jazda, trwająca praktycznie przez całą objętość tomu. Miejmy nadzieję, że kolejne odsłony przygód ekipy Rzeźnika utrzymają poziom osiągnięty w albumie otwierającym. Jeśli tak się stanie, będziemy mieli do czynienia z serią, która będzie miała pełne prawo zająć jedno z honorowych miejsc na półce każdego pasjonata komiksu. 

Tytuł: Jak na imię tej grze
Seria: Chłopaki
Tom: 1
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Darick Robertson
Kolory: Tony Avina
Tłumaczenie: Kamil Śmiałowski
Tytuł oryginału: The Boys Volume 1: The Name of the Game
Wydawnictwo: Planeta Komiksów
Wydawca oryginału: Wildstorm
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 148
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-943473-4-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz