sobota, 19 listopada 2016

Jessica Jones. Alias. Tom 2 - Recenzja

Do czasu premiery serialu telewizyjnego, Jessica Jones nie była najbardziej rozpoznawalną bohaterką Marvela. Nie jest nią nadal, ale zekranizowanie jej perypetii na pewno przysporzyło tej postaci popularności. Na jej fali wydawnictwo Mucha Comics zdecydowało się zaprezentować polskiemu czytelnikowi serię Alias, w ramach której mamy okazję poznać kolejne śledztwa prowadzone przez byłą superbohaterkę, a obecnie prywatną detektyw. Pierwszy tom spotkał się z bardzo przychylnymi opiniami czytelników i krytyków, także drugi to kawał bardzo porządnego komiksu. 

W jednym z małych miasteczek niedaleko Nowego Jorku trwają poszukiwania szesnastolatki. Jessica Jones zostaje wynajęta przez matkę zaginionej. Ma odnaleźć jakikolwiek trop dziewczyny. Śledztwo nie przebiega jednak tak, jak powinno. Mieszkańcy miejscowości mają swoje małe sekrety, które mogą być jedną z bezpośrednich przyczyn zniknięcia. Pozostała część albumu to już krótsze historie. Poznamy w nich szczegóły pracy ochroniarzy adwokata Matta Murdocha, będziemy świadkami randki dwójki osób posiadających nadludzkie moce, a także dowiemy się w jaki sposób Jessica Jones została wolontariuszką, która może sobie pozwolić na żywienie potrzebujących ekskluzywnymi potrawami. 

Najdłuższa z zawartych w tomie historii intryguje ciekawym ujęciem małego miasteczka. Tutaj jest to sceneria, która okazuje się nie być tak sielankową, na jaką pozuje. Niby wszystko jest ładne, czyste i zgodne z prawem, lecz mieszkańcy miasteczka mają swoje grzeszki, które czasami nie są wcale takie małe. Portret zamkniętej społeczności jest dla Briana Michaela Bendisa pretekstem do ukazania ksenofobii, jaka często występuje na prowincji. Ludzie kiszą się tu we własnym sosie i są zamknięci na cokolwiek, co odstaje od normy. Autor ma spore wyczucie, nie popada bowiem w przesadę gloryfikując dziwactwa i motywując to tolerancją, a wpadnięcie w tę pułapkę było całkiem realne. Szczęśliwie, udało się jej uniknąć, a obraz małomiasteczkowej społeczności daje do myślenia, będąc przy tym bardzo wiarygodnym.

Alias ukazuje się w ramach imprintu MAX. Jego założenia to pokazanie historii, które można określić jako „dozwolone od lat 18”, pisanych bardziej na poważnie i często także zawierających mocne brutalne sceny. Tej ostatniej cechy tutaj co prawda brakuje, ale w przypadku perypetii Jessiki Jones chodzi przede wszystkim o poważny wydźwięk całości. Brakuje tu naiwności, częstej towarzyszki komiksów trykociarskich. Przez karty Alias przewijają się superbohaterowie, ale czytelnik nie uświadczy tu ani grama infantylizmu. Seria Bendisa wnosi do uniwersum Marvela tak potrzebny powiew realności i pod tym względem przywodzi na myśl świetne Gotham Central – w obu tytułach chodzi mniej więcej o to samo, uczłowieczenie poszczególnych uniwersów, co ostatecznie udało się doskonale.

Drugi tom Alias to także doskonałe dialogi. Między innymi dzięki nim całość czyta się tak wybornie. Czasami jest tu wulgarnie, ale taki manewr jest potrzebny, bo prawdziwi ludzie przeklinają. To jednak nie jedyna cecha warta odnotowania, rozmowy bohaterów są bowiem naturalne i dotykają istoty omawianej w kolejnych segmentach tematyki. Ta zaś często kręci się tu wokół superbohaterów, ale w nietypowym ujęciu. Widzimy ich jako normalnych ludzi, którzy robią to samo, co każdy inny – przekomarzają się, niezdarnie randkują, borykają z nałogami, mają zaszłości z prawem, pomagają potrzebującym (ale w inny sposób, bez spektakularnego zacięcia, anonimowo). Sama Jessica nie jest wolna od wad – pije, przeklina i bywa złośliwa, ale traktuje swoją pracę poważnie, jest także zwyczajnie dobrą osobą, co sprawia, że jej kibicujemy i życzymy jak najlepiej. To postać z krwi i kości i jest to doskonale widoczne wraz z rozwojem akcji. 

Ilustracje Michaela Gaydosa są dosyć surowe, co idealnie pasuje do przyziemnego charakteru scenariusza. Nie ma tu większych wizualnych fajerwerków, warto też zwrócić uwagę na różnorodne kadrowanie. Brak w nim określonego schematu, wszystko zależy od konkretnej sceny, więc znajdziemy tu np. powtarzające się kilkukrotnie twarze z inną zawartością dymków, kadry asymetryczne, czy też twórczo użytą pustą przestrzeń. Wszystko utrzymane jest w dosyć stonowanej kolorystyce. Odpowiedzialny za nią Matt Hollingsworth dobrze wyczuł charakter całości, nadając jej odpowiedniej barwy. Warto też zwrócić uwagę na kolaże przewijające się na okładkach i stronach pierwszej z historii, obrazujące pamiętnik poszukiwanej przez Jones dziewczyny. Ich konstrukcja to wizualna uczta. 

Alias to na tę chwilę jedna z najciekawszych serii wydawanych na polskim rynku. Perypetie Jessiki Jones przykuwają uwagę zwłaszcza dzięki intrygującym fabułom, poważnej tematyce i bohaterce, z którą ciężko nie sympatyzować. To tytuł, który potrafi zmusić do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami, a to cecha nie zawsze obecna w komiksie około-superbohaterskim. Bezsprzecznie warto tę serię poznać. 

Autorzy: Brian Michael Bendis (scenariusz), Michael Gaydos (rysunki), Matt Hollingsworth (kolory)
Tytuł: Jessica Jones: Alias Tom 2
Tytuł oryginału: Jessica Jones: Alias #10-15
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-61319-77-1

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz