niedziela, 18 maja 2025

Star Wars. Mroczne Droidy. Drużyna D - Recenzja

 

Komiksowe uniwersum „Star Wars” rozwija się w najlepsze. Obecnie ukazuje się kilka osobnych serii i chyba wszystkie z nich cieszą się uznaniem w oczach fanów. Od czasu do czasu pojawiają się też crossovery – wydania łączące i spajające rozproszone wątki, przypominające, że mamy do czynienia z jednym, wielkim światem. Należą do nich „Mroczne droidy”, omawiany album nie jest jednak jego tomem-matką, ale fabułą stojącą obok. Sprawdzę, jak prezentuje się ona w oczach czytelnika, dla którego jest to pierwszy kontakt z tym konkretnym eventem.

R2-D2 robi co może, żeby pomóc C-3PO, którego wypaczyła szalejąca w galaktyce i zagrażająca mechanicznemu życiu Plaga. Mały astromech nie może jednak wyruszyć w misję sam, dlatego przystępuje do zbierania drużyny złożonej z innych droidów. Werbowane przez niego maszyny wyróżniają się trudnym charakterem i dość mrocznymi popędami, co ostatecznie może się okazać niezwykle przydatne w konfrontacji z czającym się na ich drodze zagrożeniem.

Założenia fabularne całego crossoveru są takie, że tak zwana Plaga spowodowała zmianę zachowania droidów – stały się mordercze, ogarnięte trudną do powstrzymania chęcią buntu przeciwko organicznemu życiu. I tyle w zasadzie wystarczy wiedzieć, bo jakkolwiek początek „Drużyny D” stanowi kontynuację poprzednich wydarzeń, to ich znajomość nie jest potrzebna do zrozumienia zaserwowanej w tym albumie opowieści. Twórcy często starają się konstruować komiksy w taki sposób, by wejście w kolejne tomy przez kogoś „z zewnątrz” było możliwie jak najmniej problematyczne. Tak właśnie dzieje się w tym przypadku.

Nie ma co ukrywać – „Drużyna D” jest w znacznej mierze nastawiona na akcję. Ale chyba nikt nie spodziewał się niczego innego, prawda? Najważniejsze jest to, że zawartość tego komiksu okazuje się całkiem angażująca. Nie uświadczymy w nim co prawda zbyt wielu fabularnych zaskoczeń, ale wszystko poprowadzono sprawnie (Guggenheim czuje „Gwiezdne Wojny”, co udowadniał już wcześniej), a opowieść ma kilka sympatycznych elementów. Tym, co najbardziej przypadło mi do gustu, jest kreatywne odwrócenie ról – droidy są w tym uniwersum zazwyczaj dodatkiem i pełnią określoną, często humorystyczną rolę. Rzadko aż tak mocno wychodzą na pierwszy plan. To dobry ruch, bo potrafią być charyzmatyczne, ciekawe i oczarowywać czytelnika swoją osobowością.

Cała ta opowieść ma wyraźnie wyczuwalny przygodowy sznyt – właściwie na całej przestrzeni albumu fabuła poprowadzona jest lekko i z tak zwanym „jajem”, a to doskonale pasuje do charakteru franczyzy. Sytuacji sprzyja fakt, że Guggenheim potrafi nadać opisywanym wydarzeniom znaczenie. Mają one osobisty charakter dla R2-D2, a zawsze lepiej dla opowieści, kiedy wyraźnie można wyczuć stawkę, o jaką toczy się gra, bo dodaje to fabule psychologicznej wiarygodności. Tak właśnie jest w tym przypadku. Warto też wspomnieć, że autor nie stroni od dość mrocznego humoru – te droidy mają charakter, a teksty, którymi sypią, potrafią zaskoczyć cynizmem. W moje poczucie humoru taki styl trafia idealnie. Szkoda tylko, że końcówka albumu przynosi zawieszenie akcji i informację, że zakończenie poznamy gdzie indziej. To rozczarowujące, tym bardziej, że na okładce nie znajdziemy żadnego oznaczenia tomu sugerującego, że nie mamy do czynienia z zamkniętą całością.

Ilustracje to element, który dobrze komponuje się z lekkością tej historii. Kolejne strony wypełniają przejrzyste kadry, narysowane ładną, miłą dla oka kreską, która sprawdza się co najmniej dobrze. Nawet w scenach konfrontacyjnych, kiedy droidy się, że tak powiem „naparzają”, wszystko jest doskonale widoczne i z łatwością rozróżnialne. To nie zawsze jest regułą w momentach bardziej akcyjnych, tym bardziej więc wypada złożyć wyrazy uznania panu Espinowi.

Nawet wchodząc do świata „Mrocznych droidów” z nie tej strony co trzeba, nie ma absolutnie żadnej trudności z przyswojeniem fabuły „Drużyny D”. Jest to komiks sympatyczny i angażujący, kwintesencja tego, czym „Gwiezdne Wojny” powinny być – lekkiej zabawy ze szczyptą nieco poważniejszej tematyki. Podczas lektury bawiłem się dobrze i gdyby tylko nie to nieszczęsne zawieszenie akcji na końcu, byłoby jeszcze lepiej.

Seria: Star Wars
Tytuł: Mroczne droidy. Drużyna D
Scenariusz: Marc Guggenheim
Rysunki: Salva Espin, David Messina
Kolory: Israel Silva, Bryan Valenza
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Star Wars: Dark Droids – D-Squad
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: luty 2025
Liczba stron: 112
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 165 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-7157-2

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 24. 03. 2025).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz