czwartek, 16 września 2021

Guy N. Smith „Przeklęci" - Recenzja

 

Lubię literaturę B-, lub nawet C-klasową. Oczywiście nie cały czas i nie w zbyt dużym natężeniu, ale czasami trzeba się po prostu odmóżdżyć przy tytule wybitnie kampowym. Zaliczyć reset i zaznać przyjemności płynącej z czytania czegoś, co daje prawdziwe „guilty pleasure". Pisarzem reprezentującym ten nurt jest Guy N. Smith, autor, którego chyba żadnemu fanowi horroru przedstawiać nie trzeba. Po wielu latach przerwy w końcu wrócił on do Polski. Phantom Pre... Tfu, Phantom Books nie mogło chyba sprawić miłośnikom takiej wersji horroru lepszego prezentu.

„Przeklęci" mieli być wydani nad Wisłą już około ćwierć dekady temu. Wtedy nie pykło, ale jak widać nic straconego. Pierwsze co rzuca się w oczy gdy weźmie się do ręki „Przeklętych” to format. Jest on kieszonkowy, a to sprawia, że książka będzie się idealnie prezentowała na półce, stojąc obok „Dzwonu śmierci” czy „Czarnej fedory”. Dwa – śliczna okładka. Mumia, piramidy – elementy jasno określające tematykę powieści. Przyznam, że gdy zobaczyłem to wydanie pierwszy raz, aż mi się łezka w oku zakręciła. Ten wizualny powrót do przeszłości prawdziwie wzruszył moje twarde, czarne serce.

Kto choć raz w życiu czytał Smitha, ten wie, że po jego książki, nie sięga się w celu podziwiania kwiecistego stylu autora czy obcowania z pięknymi, rozbudowanymi opisami. Istotna jest makabra, krew i flaki. Tu nawet nie chodzi o strach, bo taka literatura nie jest w stanie go wzbudzić. Klimat trzecioligowego horroru rozbudza po prostu sentyment w czytelniku, który ceni sobie grozę lat 80. i 90. zeszłego wieku, czy to w filmowym, czy książkowym wydaniu. Tacy są też „Przeklęci”, choć w przypadku tej powieści Smith akurat nie szarżuje tak, jak miewał to wcześniej w zwyczaju.

Przez większą część „Przeklętych” autorowi udaje się utrzymać całkiem frapujący klimat. Smith kreuje atmosferę narastającego obłędu, i choć posługuje się bardzo prostymi środkami, to są one skuteczne – kolejne kartki przewraca się z niesłabnącym zainteresowaniem. Fabuła jest bardzo kameralna, prawie cały czas znajdujemy się właściwie w obrębie domu głównych bohaterów, a co za tym idzie, spoglądamy bliżej na kolejnych członków rodziny Brownslowów, obserwując jak coraz bardziej obsuwają się w ramiona pochodzącego z dawnych wieków szaleństwa.

Poza udaną wizją nawiedzającego Brownslowów obłędu, znajdziemy w „Przeklętych” inne elementy dobrze pasujące do drugoligowego literackiego horroru. Tajemnicza, nawiedzająca okolicę plaga? Jest. Śmierć bohaterów w wyniku działania czynnika nadnaturalnego? Jest. Obrzydliwe sceny gore? Są. Choć te akurat w mniejszym, niż można by się było spodziewać natężeniu. Innymi słowy – bogaty arsenał B-klasowych wspaniałości jest przez Smitha umiejętnie wykorzystywany. Czegóż więcej trzeba?

„Przeklęci" jawią się jako naprawdę udany powrót na nasze księgarskie półki książek Guya N. Smitha. Ten tytuł może nie uczy, ale na pewno bawi, a dla takiego człowieka jak ja, czyli kogoś dorastającego w latach 90., jest w dodatku wspaniałą sentymentalną podróżą. I jakkolwiek hasło „Long live Guy N. Smith” nie jest już od Wigilii 2020 roku adekwatne, to mam nadzieję, że wiele spośród wciąż niewydanych u nas dzieł Anglika znajdzie w końcu drogę do rodzimego czytelnika.

Autor: Guy N. Smith
Tytuł: Przeklęci
Tytuł oryginału: Accursed
Tłumaczenie: Paweł Waśkiewicz
Wydawca: Phantom Books
Data wydania: 2017
Liczba stron: 270
ISBN: 978-83-7818-702-8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz